środa, 27 sierpnia 2014

Wstęp fabularny do pierwszej gry w Warzone




Łopaty wirnika łomotały nad głową Ricka. Wnętrze śmigłowca pogrążone było w mroku. Jedyne oświetlenie pochodziło z kabiny pilotów. Zielonkawe światła przyrządów nadawały wnętrzu kabiny niesamowity wygląd. Pod nimi przesuwał się niegościnny pustynny krajobraz północnych wyżyn marsa. Nieopodal w ciemnościach wisiała pozornie zawieszona nieruchomo w powietrzu sylwetka drugiej maszyny typu UH-64. W śmigłowcu oprócz Ricka znajdowała się drużyna Alfa - lekkiej piechoty Capitolu.  
- Sprawdzić sprzęt! Dwie minuty! – słowa sierżanta słyszane w interkomie sprawiły że Rickowi zaczęły trząść się ręce. Prosto ze szkolenia trafił do śmigłowca lecącego na jakąś tajną misję i to jeszcze na wrogie terytorium opanowane przez jednostki Cybertronicu. Nagle w tyle kabiny rozbłysło światło zapalniczki. Z ciemności wyłoniła się głowa wielkiego murzyna odpalającego cygaro. Rick wcześniej nie zauważył nikogo we wnętrzu śmigłowca, ale ładowali się w wielkim pośpiechu i w całkowitych ciemnościach.
– Spokojnie chłopie to jak spacerek w parku. Rick oniemiał z wrażenia. Wielki Bob Watts odezwał się do niego!  Z przejęcia zabrakło mu słów. Wielki Bob uśmiechnął się tylko, odwrócił się i otworzył przedział ładunkowy śmigłowca. Z wnętrza wyciągnął największy karabin maszynowy jaki Rick widział w swoim życiu. Wyglądał jak działko gatlinga montowane pod śmigłowcem. Bob odłożył broń i sięgnął do wnętrza po raz drugi. Wyciągnął bliźniaczą kopię pierwszego karabinu! Co on chce wyposażyć całą kompanię piechoty w te karabiny!? – pomyślał Rick.
- Podejdź no chłopie pomożesz mi. Olbrzym zaczął montować karabin do uprzęży przyczepionej do swoich przedramion. Oniemiały Rick zbliżył się.
- Co mam robić? Zapytał.
- Z tyłu w plecaku są dwie taśmy nabojowe chłopie. Załaduj po jednej do każdego działka.
Rick nie wierzył własnym oczom. Słyszał co prawda opowieści o Wielkim Bobie Wattsie ale myślał że to tylko opowieści. Że ministerstwo propagandy stworzyło wizerunek wielkiego bohatera Capitolu rażącego wrogów korporacji dwoma działkami gatlinga jako symbol dla mas. Teraz jednak na własne oczy miał się przekonać że w tym obrazie nie było żadnej przesady...  


Zimne powietrze marsjańskiej nocy skraplało się na wymienniku ciepła aparatury pomiarowej. Saszerzy Cybertroniku kończyli montować skaner perymetru obronnego placówki wywiadowczej gdy na ekranie pojawiły się dwa czerwone punkty. Rzędy cyfr przesunęły się w polu widzenia Saszerów gdy zaczęły spływać rozkazy z bazy centralnej. Cyborgi znieruchomiały na sekundę, przyjmując i potwierdzając rozkazy. Następnie bez słowa, prawie machinalnie rozeszli się, każdy wykonując powierzone mu zadanie. Dwóch Saszerów zajęło się maskowaniem aparatury szpiegowskiej, jeden zajął pozycję obserwacyjną i swoimi cybernetycznie wzmocnionym oczyma wypatrywał zbliżających się celów. Pozostała dwójka zaczęła rozstawiać automatyczną wyrzutnię rakiet ziemia - powietrze.
- Potwierdzam dwa cele w polu widzenia. – zwiadowca po raz pierwszy tej nocy przemówił ludzkim głosem - Skanuje w podczerwieni. Zakończono. Potwierdzam identyfikację. Dwa śmigłowce bojowe Capitolu model UH-64. Odległość 1500. Namiar 784. – Posiłki z bazy za 3,6 – odpowiedział sierżant . – Wyrzutnia gotowa, przełączam na automatyczne namierzanie. Wyrzutnia lekko zadrżała. Z pojemników po obu stronach wysunęły się głowice rakiet. Saszerzy znikali już za załomem skały gdy w kłębach dymu rakiety jedna po drugiej poderwały się w powietrze.



- Namiar na godzinie 11! Krzyknął pilot. W kabinie rozpoczęła się gorączkowa krzątanina – Odpalam flary – potwierdził drugi.  -Wykonuję unik! Pilot wykonał ciasny zwrot. Żołądek Ricka podskoczył pod samo gardło. Kątem oka zauważył że świetlista smuga trafia w siostrzaną maszynę. Śmigłowiec powoli zaczął zbaczać z kursu, obniżać lot dymiąc obficie z silników. Gdy wydawało się że uda im się awaryjnie wylądować, ogień buchną z jej wnętrza i  runęła na ziemię.
- Kurwa! Warknął Bob. Przez chwilę na twarzy olbrzyma zastygł grymas. Murzyn rozważał coś przez moment, po chwili jego brwi powędrowały w górę. Wielki Bob podjął decyzję. Rozkazy zaczęły płynąć szeroką rzeką.  – Pilot! Posadź nas obok miejsca katastrofy! – Łączność! Przekaż dowództwu nasze położenie i wezwij rekiny na naszą pozycję!   –Sierżancie! Parametry misji zostały zmienione. Zabezpieczymy teren. Sprawdzimy czy komuś udało się przeżyć tam byli ludzie w ciężkich pancerzach  - nie spadli znowu z tak wysoka. Trzeba im pomóc chłopie!



 - Cel nr jeden unieszkodliwiony. Szaser raportował do wysokiej kobiety w białym fartuchu  - Cel nr dwa zawraca i przygotowuje się do lądowania.  
-Doskonale. Dr Diana była zadowolona. Udało się powstrzymać tych wścibskich Capitolczyków nim namierzyli jej posterunek. Teraz wystarczy tylko wyeliminować pozostałe cele i problem rozwiąże się sam. Nim przybędą następne wojska Capitolu posterunek będzie już zabezpieczony. Dr. Diana odwróciła się i podeszła do masywnej sylwetki stojącej w mroku. Z eliminacją pozostałych celów też nie powinno być problemu. Uśmiechnęła się a zza jej pleców wyłoniły się mechaniczne ramiona, które zaczęły aktywować potężnego robota bojowego.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz