Łopaty wirnika łomotały nad głową Ricka. Wnętrze śmigłowca pogrążone było w mroku. Jedyne oświetlenie pochodziło z kabiny pilotów. Zielonkawe światła przyrządów nadawały wnętrzu kabiny niesamowity wygląd. Pod nimi przesuwał się niegościnny pustynny krajobraz północnych wyżyn marsa. Nieopodal w ciemnościach wisiała pozornie zawieszona nieruchomo w powietrzu sylwetka drugiej maszyny typu UH-64. W śmigłowcu oprócz Ricka znajdowała się drużyna Alfa - lekkiej piechoty Capitolu.
- Sprawdzić sprzęt! Dwie minuty! – słowa sierżanta słyszane w
interkomie sprawiły że Rickowi zaczęły trząść się ręce. Prosto ze
szkolenia trafił do śmigłowca lecącego na jakąś tajną misję i to
jeszcze na wrogie terytorium opanowane przez jednostki
Cybertronicu. Nagle w tyle kabiny rozbłysło światło zapalniczki. Z
ciemności wyłoniła się głowa wielkiego murzyna odpalającego cygaro.
Rick wcześniej nie zauważył nikogo we wnętrzu śmigłowca, ale
ładowali się w wielkim pośpiechu i w całkowitych ciemnościach.
– Spokojnie chłopie to jak spacerek w parku. Rick oniemiał z
wrażenia. Wielki Bob Watts odezwał się do niego! Z przejęcia zabrakło mu słów. Wielki Bob uśmiechnął się tylko,
odwrócił się i otworzył przedział ładunkowy śmigłowca. Z wnętrza
wyciągnął największy karabin maszynowy jaki Rick widział w swoim
życiu. Wyglądał jak działko gatlinga montowane pod śmigłowcem. Bob
odłożył broń i sięgnął do wnętrza po raz drugi. Wyciągnął
bliźniaczą kopię pierwszego karabinu! Co on chce wyposażyć całą
kompanię piechoty w te karabiny!? – pomyślał Rick.
- Podejdź no chłopie pomożesz mi. Olbrzym zaczął montować karabin
do uprzęży przyczepionej do swoich przedramion. Oniemiały Rick
zbliżył się.
- Co mam robić? Zapytał.
- Z tyłu w plecaku są dwie taśmy nabojowe chłopie. Załaduj po
jednej do każdego działka.
Rick nie wierzył własnym oczom. Słyszał co prawda opowieści o
Wielkim Bobie Wattsie ale myślał że to tylko opowieści. Że
ministerstwo propagandy stworzyło wizerunek wielkiego bohatera
Capitolu rażącego wrogów korporacji dwoma działkami gatlinga jako
symbol dla mas. Teraz jednak na własne oczy miał się przekonać że w
tym obrazie nie było żadnej przesady...
Zimne powietrze marsjańskiej nocy skraplało się na wymienniku
ciepła aparatury pomiarowej. Saszerzy Cybertroniku kończyli
montować skaner perymetru obronnego placówki wywiadowczej gdy na
ekranie pojawiły się dwa czerwone punkty. Rzędy cyfr przesunęły się
w polu widzenia Saszerów gdy zaczęły spływać rozkazy z bazy
centralnej. Cyborgi znieruchomiały na sekundę, przyjmując i
potwierdzając rozkazy. Następnie bez słowa, prawie machinalnie
rozeszli się, każdy wykonując powierzone mu zadanie. Dwóch Saszerów
zajęło się maskowaniem aparatury szpiegowskiej, jeden zajął pozycję
obserwacyjną i swoimi cybernetycznie wzmocnionym oczyma wypatrywał
zbliżających się celów. Pozostała dwójka zaczęła rozstawiać
automatyczną wyrzutnię rakiet ziemia - powietrze.
- Potwierdzam dwa cele w polu widzenia. – zwiadowca po raz pierwszy
tej nocy przemówił ludzkim głosem - Skanuje w podczerwieni.
Zakończono. Potwierdzam identyfikację. Dwa śmigłowce bojowe
Capitolu model UH-64. Odległość 1500. Namiar 784. – Posiłki z bazy
za 3,6 – odpowiedział sierżant . – Wyrzutnia gotowa, przełączam na
automatyczne namierzanie. Wyrzutnia lekko zadrżała. Z pojemników po
obu stronach wysunęły się głowice rakiet. Saszerzy znikali już za
załomem skały gdy w kłębach dymu rakiety jedna po drugiej poderwały
się w powietrze.
- Namiar na godzinie 11! Krzyknął pilot. W kabinie rozpoczęła się
gorączkowa krzątanina – Odpalam flary – potwierdził drugi. -Wykonuję unik! Pilot wykonał ciasny zwrot. Żołądek Ricka
podskoczył pod samo gardło. Kątem oka zauważył że świetlista smuga
trafia w siostrzaną maszynę. Śmigłowiec powoli zaczął zbaczać z
kursu, obniżać lot dymiąc obficie z silników. Gdy wydawało się że
uda im się awaryjnie wylądować, ogień buchną z jej wnętrza i runęła na ziemię.
- Kurwa! Warknął Bob. Przez chwilę na twarzy olbrzyma zastygł
grymas. Murzyn rozważał coś przez moment, po chwili jego brwi
powędrowały w górę. Wielki Bob podjął decyzję. Rozkazy zaczęły
płynąć szeroką rzeką. – Pilot! Posadź nas obok miejsca katastrofy! – Łączność! Przekaż
dowództwu nasze położenie i wezwij rekiny na naszą pozycję! –Sierżancie! Parametry misji zostały zmienione. Zabezpieczymy
teren. Sprawdzimy czy komuś udało się przeżyć tam byli ludzie w
ciężkich pancerzach - nie spadli znowu z tak wysoka. Trzeba im pomóc chłopie!
- Cel nr jeden unieszkodliwiony. Szaser raportował do wysokiej
kobiety w białym fartuchu - Cel nr dwa zawraca i przygotowuje się do lądowania.
-Doskonale. Dr Diana była zadowolona. Udało się powstrzymać tych
wścibskich Capitolczyków nim namierzyli jej posterunek. Teraz
wystarczy tylko wyeliminować pozostałe cele i problem rozwiąże się
sam. Nim przybędą następne wojska Capitolu posterunek będzie już
zabezpieczony. Dr. Diana odwróciła się i podeszła do masywnej
sylwetki stojącej w mroku. Z eliminacją pozostałych celów też nie
powinno być problemu. Uśmiechnęła się a zza jej pleców wyłoniły się
mechaniczne ramiona, które zaczęły aktywować potężnego robota
bojowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz