sobota, 20 grudnia 2014

MERY CHRISTMAS AND A HAPPY NEW YEAR

Heyka.

2014r chyli się ku końcowi. Końcówka grudnia sprzyja rozważaniom i podsumowaniom. Jaki był dla nas ten rok? Oczywiście pod kątem naszego ukochanego Hobby. Co się zmieniło? Co zostało takie samo? Jakie były nasze oczekiwania?



 1.       Zmiany

A więc na pewno jesteśmy o rok starsi. A co więcej? No akurat w tym roku to się podziało dosyć dużo. Pozwólcie że nie skromnie zacznę od prywaty. Otóż powstał pomysł na tego bloga, którego właśnie czytacie! I mam nadzieję, że zostanie jeszcze jakiś czas. Ok to raz. A dwa? Na drugim miejscu stawiam wpuszczenie do naszych rozgrywek powiewu świeżości. 2013 zdominował całkowicie WH40K. Ale w związku z polityką GW, nad którą już rozwodziliśmy się jakiś czas temu. A która przestała być przyjazna dla graczy, nasze horyzonty rozszerzyły się na nowe rodzaje gier. Na stołach pojawiły się WARZONE, X – WING a nawet BOLT ACTION, że o niszowym FLAMES of WAR nie wspomnę. Natomiast całkowicie upadły gry RPG. Nie pamiętam początku roku ale chyba jakoś się nie złożyło, żebyśmy zagrali coś poważniejszego w tym temacie w 2014r. Jeśli mam być szczery to planszówki i karcianki też odeszły całkowicie w  niepamięć. Nawet nie wiem u kogo leży nasz Talizman czy Munchkin… A tego trochę szkoda bo to doskonałe gry imprezowe były, i jak mam być szczery to trochę brakuje mi Talizmana przy wódce :-P



 2.       Stałe

A co zostało po staremu? Na początek trochę popiołu na głowę. W 2014 nie została pomalowana przeze mnie żadna figurka od początku do końca… co zresztą nie zmieniło się od 2013r, i 2012… Widzicie tutaj pojawiający się wzór? Chlapnąłem podkłady na kilka modeli, zrobiłem kilka „ładnych” (mnie się podobają) podstawek. Nawet położyłem parę kolorków tu i tam, ale nie mogę powiedzieć żebym coś skończył… A z dobrych rzeczy? Otóż dalej tu jesteśmy. W niezmienionym prawie składzie już od bardzo wielu lat. W mniejszym lub większym stopniu zaangażowani, ale zawsze obecni. WH40K! Pomimo romansów z innymi tytułami wygląda na to, że 40stka zostaje z nami. Jest jak stary psiak, który śmierdzi, puszcza bąki, ciągle się ślini, i do tego linieje, ale to nasz ulubiony towarzysz i jakoś bez niego to nie byłoby to samo. Werter dalej nie zagrał w żadną grę bitewną, chyba że poza moimi plecami. :-P



 3.       Oczekiwania na 2015

A jakie mam oczekiwania na 2015? Przede wszystkim , aby udało się znaleźć odrobinę czasu, żeby kontynuować moją przygodę z systemami bitewnymi! Żeby dalej spotykać się ze znajomymi w piwniczce i spędzać mile wspólnie czas. Z tzw. noworocznych postanowień, których nigdy się nie spełnia to oczywiście, życzę sobie aby udało mi się wreszcie zabrać do maziania farbą po modelach. A z tych bardziej prawdopodobnych to może uda się wziąć wreszcie za skończenie tych terenów, które zacząłem szumnie we wrześniu, a naprawdę niewiele tam brakuje…  Czego sobie i Wam życzę w tym nadchodzącym 2015r.
Pozdrawiam.


wtorek, 16 grudnia 2014

Heyka


To znowu Ja. Tęskniliście?  Niestety końcówka roku to dla mnie zaliczanie całego semestru na studiach. Więc czasu na hobby brak. Ale uczelnia  już poszerzyła moje horyzonty. Nigdy wcześniej nie przypuszczałem że na początku weekendu powiem „chciałbym żeby już był poniedziałek”. J A także, że kiedykolwiek powiem: „Ok teraz czas sobie odpocząć trochę na fizyce”… No cóż takie czasy, ale jak się na starość zachciało zdobywać wiedzę, to mam za swoje. A jeszcze na dodatek moje dwudziestoletnie autko stwierdziło, że już pora udać się autostradą w stronę zachodzącego słońca do krainy wiecznych łowów (na lawecie). I resztki wolnego czasu poświęciłem na poszukiwania „nowego” autka (bez powodzenia).
 Ale na ten rok już wystarczy! Czas na odrobinę czasu dla siebie samego! Zaczynam ostro! Z przyjemnością informuję Was moi mili, że po pół roku wreszcie udało się rozdziewiczyć BOLT ACTION!!!! Udało się nam z Michorem ustalić wspólny termin. I to na 9 rano w poniedziałek. J I już koło godziny 10 przystąpiliśmy do akcji. Jako, że miała być to nie tyle bitwa co starcie treningowe, rozłożyliśmy się na małym stole u mnie w salonie. I w sumie na dobre to wyszło bo gra była intensywna i mniej było czajenia a więcej strzelania.
W rolach głównych wystąpili Niemieccy Fallschirmjägerzy wspomagani przez PZ IV, oraz radzieckie hordy Armii Czerwonej.
  
Michor wystawił dwa małe oddziały spadochroniarzy po 6 ludzi z jedną MP-40 i dwoma FG42. A w jednym z oddziałów czaił się jeszcze MG42 w przenośnej wersji. Do tego, dwuosobowy oddział dowódczy, MG42 w wersji z trójnogiem, średni moździerz z obserwatorem. No i oczywiście PZ IV. Wszyscy wojacy Michora to weterani niejednej kampanii. W 1941 roku przerzuceni na front wschodni.

Po stronie sowieckiej dowodził Pierwszy Lejtnant Siergiej Kozakov weteran bitwy pod Iwanówką. Pod jego dowództwo trafiły dwa oddziały szturmowców Gwardyjskich w całości wyposażonych w PPSze, odział niedoświadczonych chłopów z Uralu, pluton karabinów przeciwpancernych (trzy zespoły) oraz zespół snajperski. Na czas wykonania misji do jego dyspozycji pozostawał także T34/85 z bardzo doświadczoną załogą, odznaczoną „Złotą Gwiazdą” Bohaterów Związku Radzieckiego pod dowództwem Sierżanta Makarova .

Okazało się, że na górskiej przełęczy pod ogniem artylerii została zniszczona Radziecka kolumna transportowa. A w jednym z samochodów znalazł się łącznik, z rozkazami dla całego odcinka frontu! Niemiecki wywiad przejął tą informację od złapanych kierowców ciężarówek i wysłał swoich najlepszych ludzi w rejonie aby zdobyli te dokumenty. W międzyczasie Lejtnant Kozakov dostał rozkaz jak najszybszego odzyskania utraconych dokumentów!

Misja TOP SECRET, bo właśnie w nią graliśmy, zmusza obu graczy do jak najszybszego dostania się do środka stołu, gdzie znajdują się „dokumenty” (objective). A następnie do odtransportowania rzeczonych „dokumentów” przez własną krawędź stołu. Nie ma strony atakującej i broniącej się, a wszystkie oddziały zaczynają grę w rezerwach.

No i zaczęliśmy. Michor w pierwszej kolejności wprowadził PZ IV zajmując pozycję na środku stołu. I tu podzielę się z Wami moimi odczuciami co do samej mechaniki, a konkretnie do systemu losowania kostek, i wydawania rozkazów. WOW. Naprawdę! To zupełnie coś innego niż moja tura – twoja tura jak w WH40K. Nawet Warzone ze swoim: mój oddział – twój oddział wygląda przy tej grze schematycznie. Tu naprawdę wszystko się może zdarzyć. I tak pierwsza tura to same szare kości Michora. Właściwie czerwoną kostkę wyciągnął dopiero Michor gdy w wiadereczku została już tylko jedna szara kostka! Dodaje to grze dużo dynamizmu, ale zarazem szczęście odgrywa nawet większą rolę niż zwykle. Na pierwszy rzut oka to rozwiązanie bardzo fajne, ale muszę jeszcze trochę pograć, żeby w pełni się do tego ustosunkować. Wracamy do bitwy. Jak napisałem przed chwilą Michor ustawił już właściwie wszystkie swoje modele na pozycjach zanim pierwsze oddziały armii czerwonej pojawiły się na placu boju. Moździerz ustawił się za górką po prawej. MG42 ubezpieczał podejście z lewej strony. A środkowe wzgórze zajęte zostało przez oddział Fallschirmjägerów. Drugi oddział, wraz z dowódcą armii postanowił pozostać w rezerwach.  Jednak to właśnie dzięki temu, że Michor nie miał do kogo strzelać, pierwsza salwa tej bitwy należała do mnie!

T34/85 wyjechał na pozycję i otworzył ogień do MG43 czającego się na końcu przełęczy. Salwa oczywiście poszła górą gdyż okazało się, że w tej grze trafienie na ciut większe odległości graniczy z cudem. Czołg strzelający do piechoty trafia na 3+. Chyba że wcześniej się poruszył (+1) cel jest na dalekim zasięgu (+1) a piechota kryje się w skalnych załomach (+2). I nagle okazuje się, żeby trafić potrzebujesz 7+ na kości sześciennej… O dziwo da się to zrobić. Wystarczy wyrzucić 6 i potem na tej samej kości jeszcze raz 6. Tym razem się nie udało. Reszta Rosjan na pełnej prędkości wyskoczyła do przodu. Oczywiście poza jednym oddziałem gwardzistów, którzy wraz z teamem snajperów kończyli jeszcze wódkę w obozie…

Druga tura była już bardziej wyrównana pod względem losowania kostek i poruszaliśmy się w miarę na zmianę. W sumie to do końca drugiej tury nie wydarzyło się nic ciekawego. Kilka oddziałów strzelało na dalekich zasięgach, obserwator moździerza pojawił się na stole, MG42 ostrzelany po raz drugi przez radziecki czołg postanowił wycofać się bardziej na środek stołu. Ale Sowieci byli coraz bliżej.

Trzecia tura przyniosła dramatyczny zwrot akcji. Bohaterska załoga T34/85 postanowiła zaangażować się w wymianę ognia z PZ IV. Podjechała na pozycję. Padła komenda „Przeciwpancernym ładuj!”. I precyzyjnym strzałem zniszczyła niemiecką maszynę. Zasłużyli na kolejny medal, i wzmiankę w gazetce dywizyjnej! Oraz na dodatkowy przydział tytoniu.  Gdy tylko przełęcz wypełniła się gryzącym dymem ze spalonego czołgu, Lejtnant Kozakv zobaczył swoja szansę. Krzyknął - DO BOJU!!! URAAA!!! I wszystkie jednostki sowieckie rzuciły się z okrzykiem do przodu.

Widząc falę rosyjskiej piechoty, Niemcy rozpaczliwie zaczęli się bronić! Przemówiły MG42, moździerz zaczął wstrzeliwać się w pozycję Rosjan, jednak sowiecki walec nabrał już rozpędu. Kozakov rozkazał niedoświadczonej piechocie zająć się dokumentami a sam poprowadził bohaterską szarżę środkiem przełęczy wprost na pozycje niemieckie. 

Wraz z oddziałem gwardii strzelając  ze wszystkiego co mieli, wbili się w sam środek pozycji niemieckich. Oddział gwardii zaszarżował Fallschirmjägerów. Spadochroniarze zaskoczeni takim wściekłym natarciem ulegli pod huraganowym ostrzałem z PPSzy. Gwardziści nie zatrzymując się pobiegli dalej, wprost na pozycję MG42. W międzyczasie Michor musiał nieustannie ostrzeliwać pozycję strzelców z Uralu by przygwożdżając ich ogniem uniemożliwić im wycofanie się z dokumentami!

W kolejnej turze gwardziści przekonali się, że szarżowanie wprost na pozycję przygotowanej obsługi MG42 nie jest najlepszym pomysłem, i po zaciekłej walce wszyscy zostali zabici. MG42 następnie ostrzelał Kozakova. Jedynie dzięki bohaterskiemu poświęceniu swoich adiutantów Kozakov pozostał przy życiu. Niestety dla Niemców w tej turze do walki włączyła się lewa flanka i świeży oddział gwardii, zajął miejsce swoich poległych towarzyszy, szarżując na resztki drugiego oddziału Fallschirmjägerów, zabijając ich na miejscu. 

Nauczeni straszliwym przykładem swoich towarzyszy, gwardziści wybiegli poza kąt ostrzału karabinu maszynowego, przygotowując się do szarży w następnej turze. W międzyczasie czołg zajął pozycje na środku stołu. Dowódca czołgu otwarł właz, wychylił się na zewnątrz… Nie było już do kogo strzelać. Obsługa porzuciła moździerz ratując się ucieczką, strzelec MG42 został brutalnie powalony kolbą PPSzy i właśnie pozostali gwardziści wiązali go, żeby „uczcić” poległych towarzyszy, „zabawiając” się z nim w obozie. Kozakov lekko kulejąc na lewą nogę zbliżył się do czołgu. Czołg zawył głośniej by po sekundzie ucichnąć. Załoga wyłączyła silnik. Dowódca czołgu zeskoczył z wierzy na drogę. Sierżant Makarov rozejrzał się dookoła. Udało się wam towarzyszu lejtnancie. Tamten uśmiechnął się i wyciągną rękę łapiąc dowódcę czołgu w objęcia. Wycałował go w oba policzki. – To Wasz strzał umożliwił nam natarcie! Gdyby nie Wy to my nie oni leżelibyśmy teraz na tej ziemi!


Ok czas na podsumowania. Kilka ciekawych wniosków na początek. Strzelanie się na średnich i dużych zasięgach z weteranami to jakiś kosmos! Nie dość, że ciężko ich trafić to jeszcze giną tylko na 5+. Ale za to wykorzystując przewagę liczebną, ci sami weterani nie bardzo dają sobie radę ze zmasowanymi natarciami fala za falą. Ciekawe, że czołgi w tej grze, są stworzone tak, jakby służyły tylko do walki ze sobą nawzajem… Mój T34/85 po zniszczeniu niemieckiego PZ IV fartownym pierwszym strzałem właściwie nie wpłynął już na resztę gry… Nie wiem, może to tylko takie wrażenie. Zobaczymy po większej ilości gier. MG42 to morderca. Kropka. Właściwie większość strat zadał mi właśnie ten oddział. To samo moździerz. Jak już Michorowi udało się wstrzelić w moją pozycję, jednostka została przygwożdżona ogniem i obrywała raz za razem tracąc coraz więcej ludzi, i nie mogła wyrwać się spod ostrzału! Kolejna uwaga – szarże są mordercze! Zawsze jeden z oddziałów ginie! Tu nie ma potyczek trwających 5 tur jak w 40K. Mieliśmy jeden remis i zasady mówią, że remisy rozstrzyga się, przeprowadzając kolejną turę walki. I tak aż do skutku. Zaczynam się powoli obawiać Japończyków. Wydawało mi się, że Amerykanie mogą dysponować wystarczającą siłą ognia, żeby skutecznie powstrzymywać Kitajców. Po tej bitwie nie mam już takiego przekonania.    
Na dzisiaj tyle. Mam nadzieje utrzymać w najbliższym czasie częstotliwość przynajmniej jednego artykułu na tydzień, ale nic nie obiecuję. Zresztą i tak blog żyje dłużej niż się spodziewałem! W każdym razie do zobaczenia.
Pozdrawiam.    

sobota, 6 grudnia 2014

A tak w ogóle to o co chodzi z nowymi podstawkami do wh40K?

Heyka!


Lubie jak czytelnicy podsuwają mi pomysły na posty. Dzięki Michor, dzięki Misiek. Co prawda pomysł Miśka wymaga ode mnie trochę zbyt dużego zaangażowania jak na ten moment, ale pomysł siedzi w "Wersjach Roboczych". Za to mogę na szybko i bez szczególnych przygotowań zająć się pytaniem Michora.
 "A tak w ogóle to o co chodzi z nowymi podstawkami do WH40K?" Jak to o co? Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. :-) Zestawy startowe to świetna promocja dla systemu. A że sprzedają się jak  ciepłe bułeczki, bo pozornie są dobrą okazją, dodatkowo zwiększa ich opłacalność. Ale dlaczego piszę o pozornej opłacalności? Słowo klucz to dobieranie modeli do starterów. Ale zostawię tą kwestię na sam koniec. A na początek co to są te startery i jak są wydawane.

Startery to duże zestawy oferujące "całą" grę w jednym pudełku. Na początku były wydawane wraz z nowymi edycjami podręcznika głównego. I tak pierwszym "zestawem startowym" była II ed. Warhammera40K.


Jak widać na zdjęciu powyżej, Games Workshop zaczął z grubej rury. Co prawda wszystkie modele były klonami, a orkowy drednought był wydrukowany na kawałku kartonu <lol> ale na tamte czasy to był SZAŁ!

Następne w kolejce było pudło do III edycji:


Kolejny SZAŁ! W zestawie startowym pojawił się prawdziwy POJAZD! Każda armia Space Marines z tamtego okresu miała w rozpisce Land Speedera. :-)

Następna w kolejce jest IV ed. I tu stracili trochę SZAŁ-u. Zestawik raczej ubogi w porównaniu z poprzednimi edycjami. Aczkolwiek tereny dodane do tego zestawu do tej chwili cieszą się dużą popularnością na wszelkich aukcjach i osiągają konkretne ceny...
Wkraczamy do edycji V. Jak widać poniżej zrezygnowano z dodatkowych elementów pola bitwy na rzecz większej ilości modeli. I ze względu na modele zestaw sprzedawał się doskonale. Pamiętam jak na Allegro chodziły zestawy: kup 6 Deathkopt 3 dostaniesz gratis ;-) Modele doskonałej jakości. Dodatkowo unikatowe modele dostępne tylko w tym zestawie. W tym doskonały Warboss Orków, który rozwiązywał wreszcie problem wyposażania swojego wodza w Power Clawa! Dzięki GW, że wreszcie wydaliście model, który odzwierciedlał uzbrojenie 99,9% Orkowskich Warbossów. No i Pełnowymiarowy Drednought, który jakościowo niewiele odbiega od oryginalnego z pudełka, i dodatkowo uzupełniał lukę w uzbrojeniu pudełkowego "dreda" o bardzo użyteczną Multimelte. To moim zdaniem najlepszy z zestawów do dzisiaj.


Edycja VI to "Mroczna Zemsta". Właśnie! Zapomniałem napisać, że począwszy od IV ed. zestawy startowe odnosiły się do jakiejś konkretnej kampanii osadzonej w świecie WH40K, wymyślonej specjalnie na potrzeby startera. (Z wyjątkiem Macragge, tam wpasowali się do istniejącej historii) Ok z powrotem do "zemsty". Pudełko kupowane przede wszystkim dla kultystów chaosu. Nowa jednostka, do której figurki początkowo dostępne były jedynie z tego zestawu. Do tego piękny Drednought Chaosu, kilka naprawdę ładnych modeli Chaos Space Marines... I jedna z najmniej popularnych armii w świecie 40K... Dark Angels, którzy pomimo świetnego Fluffu cierpią na syndrom - co mogę zrobić ja, Space Marines robią to lepiej!

Edycja VII to początkowo przepakowany zestaw Mrocznej Zemsty w nowym opakowaniu z wymienionym podręcznikiem zawierającym zasady do VII ed.
Jednak na dniach pojawił się pełnoprawny zestaw promujący VII ed. Tu z fluffem poszli krok dalej. Ogłaszając globalną kampanię. Globalne kampanie to temat na kolejny artykuł... Hmmm... :-) Ale wracając do pudełka. Miałem okazję już oglądnąć go od środka. Nie wiem jak oni to pakują do tych pudełek przy produkcji, ale bóg mi świadkiem po otwarciu modele puchną! Pudełko jest tak wypchane modelami, że po otwarciu nikomu w sklepie nie udało się poukładać tak modeli, żeby z powrotem je zamknąć! Tym razem padło na Tyranidów i Blood Angels-ów. Jak widać na zdjęciu poniżej tym razem w pudełku znalazły się, aż dwa "duże" modele. Ale! Właśnie mam pewne ale - patrz koniec posta. Acha! teoretycznie zestaw dostępny jest tylko do wyczerpania zapasów, a potem wracamy do "Mrocznej Zemsty" jako zestawu startowego VII ed.




I tu historia starterów związanych z nowymi edycjami dobiega końca. Zaczęły za to pojawiać się startery "tematyczne". Pierwszym i chyba jedynym na razie był:


Jest to taki mały eksperyment GW. Zestaw z modelami i dopisanymi, konkretnie pod te modele, scenariuszami do rozegrania. W formie mini kampanii. Takie czyste beer und precels. Do czysto towarzyskich rozgrywek. Idea jest taka: kupujemy taki zestawik i gramy. Jak to się sprawdziło? Nie wiem, gdyż na razie wydali tylko ten jeden zestaw... Ale z drugiej strony upłynęło za mało czasu, żeby na tej podstawie wysuwać jakieś daleko idące wnioski.

I dochodzimy do końca wpisu, więc:


W tekście napisałem parę razy, że zestawy startowe są dobrym pomysłem. Teoretycznie są to kompletne gry w jednym pudełku. Teoretycznie są opłacalne ze względu na dobrą cenę za modele. Właśnie! Teoretycznie! Bo wszyscy wiemy, jak wyglądają rozgrywki w WH40K. I, że modele z zestawu startowego nie dość, że nie spełniają podstawowych wymagań dotyczących armii, to na dodatek są dobierane w ten szczególny sposób. Po zakupie i rozegraniu kilku bitew okazuje się, że modele z zakupionego przez nas zestawu startowego kurzą się na półce. A my wciągnięci w spiralę zakupów GW kupujemy coraz to nowe modele, żeby sprostać nowym edycją i coraz szybciej aktualizowanym Codexom! Bo tak szczerze. Kiedy ostatnio widzieliście Hellbruta na stole? Albo tactical squad w armii Dark Angels-ów? No właśnie. Podobna sprawa jest z nowym zestawem "Deathstorm". Tyranid Carnifex? A co to? Albo tyranid Wariors? Są tragiczni. Broodlord ze squadem Genesteelerów zaczął ostatnio pojawiać się na stołach ale tylko w bardzo specyficznym celu. Otóż jest to Character, i może zostać trudnym do zabicia Warlordem siedzącym głęboko na tyłach! Bardzo klimatyczne zastosowanie :-( A wielka szkoda, bo zarówno wyglądowo jak i fluffowo te modele zasługują na uwagę. Ale jak pisałek kilka postów temu GW złamało swoją własną grę...
I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.

Pozdrawiam!