czwartek, 24 września 2015

Mordheim?!? Jak to Mordheim?!?

Heyka!




Michor nie przestaje mnie ostatnio zaskakiwać. I to w pozytywnym słowa tego znaczeniu. Nie dość, że rozegraliśmy ostatnio bitwę w WH40K, za którym zdążyłem się już stęsknić, to wczoraj zaskoczył mnie zupełnie. Na pytanie w co ma ochotę zagrać, odpowiedział po prostu - Mordheim.
Ale jak to Mordheim? - pomyślałem. Przecież nie mam nic gotowego do Mordheima, sprzedałem większość figurek. Pozbyłem się budynków. Co prawda Werter zapoczątkował akcję Mordheim - resurection. W związku z wycofaniem Warhammera z rynku stwierdziliśmy, że pasowałoby kupić kilka zestawów, póki jeszcze są dostępne na rynku. Ale sprawa jest w powijakach. Modele nawet z ramek nie ruszone a jedyne co zrobiłem to jedną marną podstawkę z brukiem... No tym to nie zagram!



Czas na prace archeologiczne. Szukamy Orków. Bo czego jak czego ale Orka, w mojej piwnicy, można znaleźć na każdej półce! Jest ich tam więcej niż szczurów (prawdziwych - nie skavenów) - a w Nowej Hucie to jest to niezłe osiągnięcie. Szukam, szukam bo wiem, że gdzieś są. I wreszcie znalazłem. Organizer z resztkami do Mordheima. A w nim sklejony Orc Warband - "Krognak Skullsmasha Boyz!"



Michor pojawił się z synkiem - Jeremim. I dowiedziałem się co stało za pomysłem Mordheima. Otóż swego czasu Michor kupił starter do Warhammera - Island of Blood. Gra nie wypaliła, nie ma z kim grać. Więc  przekazał figurki synowi - Niech się uczy malować, będę miał mniej roboty - powiedział. No i Jeremi pomalował figurki.  Czyli są lepiej pomalowane od moich. ;-P Jako, że armii do Warhammera nie posiadam to padł pomysł Mordheim.
Jedyne budynki jakie mam do dyspozycji są do WH40K, więc mieliśmy dylemat. Albo gramy w terenie z 40tysiąclecia, albo idziemy w "Empire in Flames - A wilderness expansion for Mordheim". Wybór był oczywisty. Z tym, że dodatku nie miałem przygotowanego więc scenariusze graliśmy z podręcznika głównego.



Przygotowaliśmy teren, wylosowaliśmy strony rozstawienia. Rozstawiliśmy modele. I dowiedziałem się, że to pierwsza rozgrywka Michora w Mordheima, więc zaczynamy naukę. A jako, że instruktorami będą Orki, nie będzie taryfy ulgowej!

Boss Krognak dowiedział się, że karawana kupiecka przejeżdża przez jego ziemie. Obecnie przebywa w wiosce znajdującej się na granicy jego terytorium. Jako, że już dawno miał się rozprawić z tymi żałosnymi ludzikami, którzy ośmielili osiedlić się na jego ziemiach, postanowił zaatakować teraz, i upiec (hehe pieczona ludzina) dwie pieczenie na jednym ogniu. To czego nie wiedział to to, że karawana wraca ze zniszczonego miasta Mordheim. Śledzona  jest przez skavenów. A w skrzyniach ze skarbami znajdują się kawałki wyrdstona. Uciekający kupiec zbliżył się do przełęczy i zauważył nadciągające orki. Wiedząc, że skaveny są tuż za nim, postanowił ratować swoje życie porzucając skarb na pastwę wrogów.
- Niech walczą między sobą o skarb a ja będę miał więcej czasu na ucieczkę - pomyślał kupiec.




Uwielbiam squigi, więc w rozpisce wziąłem maksymalną ich ilość - pięć milutkich, oślizgłych, skaczących, kuleczek z wielkimi zębiskami! Do pilnowania tej radosnej gromadki potrzebowałem minimum pięciu goblinów. Cztery dostały krótkie łuki w swoje wredne łapki, a jeden Squig Prodder. Urocze urządzonko pozwalające kontrolować Squigi na większą odległość. Oczywiście Orc Boss Krognak Skullsmasha, i dwa Big Uny. Listę herosów zamykał Szaman. Resztę GC wydałem na dwóch zwykłych Boyzów.  Imponująca liczba wojowników ale miałem walczyć ze Skavenami więc spodziewałem się hordy szczurów. 



Szczury były tylko hordy zabrakło... :-) Więc na placu boju Pojawił się Assasin adept Adept Zabójca! Bo Michor dorwał gdzieś polskie tłumaczenie Mordheima i ranił moje uszy polskimi nazwami jednostek. A więc był tam Adept Zabójca z pistoletem spaczeniowym, w towarzystwie swojego pupila Szczóroogra (pisownia oryginalna z pdf-a) . Obok nich Szczurze Dziecko (?) (od "szczurzych dzieci" z pdf-a)



A po drugiej stronie Czarodziej Eshin i dwóch Nocnych Gońców. No nic trzeba będzie się przestawić. Przeżyłem "Rzeźbiczachę" w Dawn of War, przeżyję to. 
Celem misji było zebranie czterech, porozrzucanych przez uciekającego kupca wyrdstone-ów, no i oczywiście przegonienie bandy przeciwnika. 



Boss Krognak z chłopakami dotarł do wioski. Dookoła panowała cisza i spokój.
- Erg?!? Mała być ludzina - warknął Zlog, jeden z Big 'Unów.
- Zawrzyj gębę bo stracisz kły! - Krognak postanowił być asertywny.
- Patrzaj co tam z lasu wyłazi - Boss wskazał na drugą stronę wioski.
- Obiecałem dobrą bitkę, i dobrą bitkę dostaniecie! – ryknął.
Z lasu wylazł Rat ogre. Rozejrzał się na boki i zaryczał przeraźliwie.
- Dobra chłopaki brać tego wielkiego! Kto pierwszy ten lepszy! Ostatni jest zgniłym snotem!


 Parafrazując znany kabaret - I ruszyli! W pierwszym rzędzie Squigi i gobliny, zaraz za nimi reszta chłopaków. Cała banda orków rzuciła się do przodu. 



Szaman Urgurg zawsze był dziwnym orkiem. Nie do końca skupiony na samej walce zauważył, że dwóch mniejszych skavenów zbiera z pola bitwy jakieś podejrzanie świecące kamienie. Na środku drogi zauważył jeszcze jeden taki kamień, a na wzgórzu nieopodal, spostrzegł jeszcze jedną zielonkawą poświatę. W głowie zakołatała mu szalona myśl – może skaveny przyszły tu po te kamyczki a nie na bitkę. Jego orcza natura z miejsca odrzuciła ten niedorzeczny koncept. Jednak Urgurg nie na darmo został szamanem, i jego bebechy podpowiadały mu, że ma rację.

Skaveny korzystając ze swojej szybkości i zwinności też parły do przodu. Jednak gdy orki parły po prostu w kierunku wroga, szczury miały swój plan. Night runners mieli za zadanie zebrać jak najwięcej spacz-kamieni. Rat Ogre miał zatrzymać orki w walce gdy reszta skavenów zajmie się penetrowaniem pola bitwy.




W swej niezmierzonej mądrości Boss Krognak wysłał kilku wojowników bokiem, licząc, że skaveni zachowają się jak na kulturalnych wojowników przystało i wyjdą im naprzeciw. Jednak Night Runnersi po wykonaniu zadania i zebraniu dwóch wyrdstone-ów wycofali się do tyłu pozostawiając zdegustowane orki dosłownie w lesie. Jeden z nich poczuł się tym tak urażony, że wyrzucił 6 na tabeli animozji i wyrwał się ostro do przodu, goniąc uciekające szczury i rzucając w nich obelgami!




W środku pola sytuacja zagęściła się znacznie. Niczym na dobrym Westernie obie strony spotkały się na głównej ulicy. Orkom pasowało takie podejście. Jednak sprytne skaveny wykorzystały sytuację, złapały wyrdstonea ze środka drogi, i próbowały uciec. Szaman orków zainteresował się kamieniami na tyle, że postanowił zebrać jednego dla siebie.



Jednak na ucieczkę było już za późno. I skaveni zorientowali się , że muszą walczyć. Ponadto Assasin adept był tak zdeterminowany, chęcią odebrania ostatniego kamienia orkom, że popełnił błąd i stawił im czoła w otwartej walce. 





Orki chętnie przystały na taką bitkę, jednak z typowo orczą odwagą na pierwszy ogień posłali squigi i gobliny. A bohaterowie orków szykowali się do kontrataku.




Night runnerzy kontynuowali ucieczkę, i starali połączyć się z pozostałymi skavenami.






I zaczęła się walka. Assasin adept wystrzelił ze swojego pistoletu do jednego ze squigów, zostawiając w ciele stwora potworną dziurę. Squig został wyłączony z akcji. Rat ogre jednym ciosem wyeliminował drugiego squiga. Eshin sorcerer próbował powtórzyć jego wyczyn, jednak squig okazał się zbyt twardym dla niego przeciwnikiem. I sorcerer padł na twarzą na bruk.




Kontra orków była brutalna. Boss w typowo orczy sposób wybrał sobie największego przeciwnika. Jego sprytny poplecznik wybrał łatwiejszy cel i wyłączył skavewńskiego czarodzieja z akcji. Największy ze squigów, ten który położył czarodzieja w morderczej furii rzucił się na lidera skavenów. Reszta szczurzych wojowników postanowiła trzymać się z dala od tej brutalnej walki.




Night runnerzy wspięli się na budynek. I zaczęli obrzucać orków kamieniami z procy. A widząc, że orki mają problemy ze wspinaczką wyraźnie zaczęli z nich drwić i prowokować!




Orki, słysząc zawołanie bitewne Bossa, zignorowały natrętów i pobiegły na pomoc Krognakowi. W środku pola nie wyglądało to najlepiej. Krognak został na chwilę zwalony z nóg, jednak Rat ogre to za mało na orkowskiego Bossa! Tak naprawdę to nawet trochę za dużo – ale nie podważajmy pozycji Krognaka bo walnie nas w kły… Walka z Rat ogrem bardziej przypominała oblężenie niż zwykła potyczkę. Na jego cielsko sypał się grad ciosów, jednak stwór pozostawał niewzruszony, raz za razem posyłając kogoś na bruk. Było coraz mniej goblinów do posłania pod ciosy potwora. 



Szczęście uśmiechnęło się do orków gdzieś indziej. Oszalały squig wreszcie złapał skaveńskiego lidera za futro. Kłapnął zębiskami i posłał go nieprzytomnego na ziemię. Następnie złapał jego ciało w pysk i zaczął potrząsać nim jak szmatą!  Rat ogre, widząc upadek swojego pana wrzasnął żałośnie, i strącił oblegających go wrogów. Złapał to co zostało ze skaveńskiego lidera, pod drugą pachę wziął nieprzytomne ciało czarodzieja i uciekł w las. Reszta skavenów podążyła jego śladem. 
 
- EJ! Wracać tu! Bitka jeszcze nie skończona! – wołał za nimi Krognak.
- Czy ja pozwoliłem im uciekać? Gonic ich!!! – Boss rozejrzał się dookoła.
Powalone gobliny zbierały się z ziemi. Dwa squigi przypominały plamę na bruku, a jeden miał wielka dziurę w samym środku tułowia. On sam też nie czuł się najlepiej. Big un stojący z boku zaczął się uważnie przyglądać Bossowi. Widział w jego oczach wahanie - wyzwać Bossa już teraz czy poczekać na lepszy moment. Krognak złapał najbliżej stojącego goblina, i wściekły rzucił nim za uciekającymi.
- Zbierać swoje zielone dupy do drogi! – wydał rozkaz – ścigamy te pokraki. Tam gdzie uciekają na pewno będzie dobra bitka!!!
- I więcej tych zielonkawych kamieni – pomyślał szaman, chowając znaleziony skarb za pazuchę.
Za lasem było rozdroże. Obok pochyłego drzewa stał połamany drogowskaz. Ktoś dawno temu do drogowskazu przybił jakiegoś nieszczęśnika. Teraz jego szkielet wskazywał drogę Na tablicy wiszącej na jego szyi ledwo dało się odczytać napis:



„MORDHEIM 5 MIL”