wtorek, 23 stycznia 2018

Szczekający post - Warhamer Underworlds Shadespire.

Heyka!

Zgodnie z zapowiedzią. Posty sypią się jak z rękawa. Ale ten post będzie wyjątkowy.  I pewnie dla niektórych z moich znajomych - szokujący! Albowiem zamierzam napisać o jednej gierce, ze stajni GW, o której do niedawna myślałem, że nigdy na moim blogu nie zagości... AGE OF SIGMAR!


SZOK! prawda? Gra na, którą mam notoryczne uczulenie! A post powstał chyba tylko dlatego, że to co chcę opisać, to nie do końca Age of Sigmar. A jedynie gierka osadzona w tym pokręconym, nielogicznym, beznadziejnym świecie. Co do którego mam żal, za zabicie jednego z moich ulubionych światów dark fantasy. I niegodnej dzierżenia zaszczytnego miana - WARHAMMER. UFFF musiałem to zrzucić z serca na początku, żeby nie przeszkadzało mi to w dalszym pisaniu...
Dobra, osobistą wycieczkę mam już za sobą, ale znając moją opinię na temat tego tytułu, możecie sobie wyobrazić moją reakcje na propozycję mojego znajomego - Loba - żebym wpadł zagrać w WARHAMMER UNDERWORLDS SHADESPIRE...
Bo właśnie o tej gierce będę dzisiaj pisał.

Pozwólcie że zacytuję fragment naszej konwersacji:

- Coś kupował w Agtomie?
- Farbki pędzle... i ludki do Shadespire
- ? Shadespire? Co to?
- Taki karcianko skirmish w Age of Sigmar
-Aaaaa k@#$%@ To podziękował. Mam uczulenie na Sigmara!!!

Ale Lobo nie poddał się tak łatwo i do innych konwersacji wplatał kolejne nawiązania.

"Zbadaj sobie tego Shadespire...", "Wiem, że AoS to nie twoje klimaty ale zaufaj mi...", "To może być naprawdę fajne i niski próg wejścia jest", "zignoruj setting :-)"

A kropla drąży skałę... więc:

Zrobiłem jak mi kazałeś. Nawet setting zignorowałem. Dalej mi się nie podoba. Nie lubię takiego miksu. Albo gramy w figurki albo w karty. Ale w karty figurkami? To dla mnie za dużo. A szkoda bo zestaw szkieletów bardzo przypadł mi do gustu. I cena jak nie od GW.

Oj jak bardzo się myliłem...




Tak właśnie! LOBO OFICJALNIE ODSZCZEKUJĘ SWOJE SŁOWA. Bo ja widać na zdjęciu powyżej, Lobo w końcu namówił mnie na rozgrywkę. I spodobało mi się. I to BARDZO!
No dobra, ale co to w końcu jest ten Shadespire? No właśnie od tego wypadałoby zacząć. Shadespire to jak to określa sam producent Boxed Game osadzony w świecie AoS. To hybryda gry planszowej, bitewnego skirmisha i karcianki. Co? To taki miks jest w ogóle możliwy? I to jeszcze jest grywalne? No jak widać tak...
Więc spotkaliśmy się u Loba i pod czujnym okiem jego suczki, (na wstępie zostałem solidnie oszczekany, a i ja odszczekałem swoje słowa... stąd szczekający post) zaczęliśmy rozgrywkę.



W Shadespire gramy na planszy, i używamy mnóstwa żetonów (planszówka). Na której wystawiamy figurki w niewielkiej ilości, i walczymy korzystając ze zdolności specjalnych swoich modeli (bitewny skirmish). A do tego używamy, złożonych przez siebie, z dostępnych w grze kart, dwóch decków, od których właściwie zależy nasze zwycięstwo! (karcianka) 


Brzmi dość pokrętnie ale wbrew pozorom jest bardzo łatwe do ogarnięcia. O dziwo - logiczne i daje sporo frajdy. W przeciwieństwie do zwykłych gier planszowych dzięki temu, że mamy możliwość układania różnych wariantów tali każda rozgrywka może być niepowtarzalna. Planszę również możemy układać na wiele różnych sposobów i nie mam na myśli tylko tego że są obustronne, ale o tym, że ułożeniem planszy można zagrać taktycznie. Np gramy przeciwko Khornitom? spodziewamy się ostrego pusha? Wystawmy naszą planszę wzdłuż krótkiej a nie długiej krawędzi. Gramy nielicznymi Sigmaritami? Ułóżmy planszę niesymetrycznie tworząc w ten sposób wąskie gardło... Jest naprawdę sporo możliwości.   


Modele. Każda strona konfliktu, a obecnie dostępne są cztery: Khornici, Sigmarowcy, Undead i Orki, ma już z góry ustaloną ilość i kompozycję. Ale to od tego, jak ułożymy sobie talie, będzie zależała nasza taktyka na czas rozgrywki.  Natomiast modele są genialne! Naprawdę. Dodatkowo Lobo nieźle maluje więc oglądałem już gotowe pomalowane figurki a nie takie z jakimi zazwyczaj mam kontakt.


Talie. Są dwie - jedna określa jakie cele mamy podczas rozgrywki. I to właśnie te cele, a nie wyeliminowanie przeciwnika, będzie określało kto wygra rozgrywkę. Przykład? W naszej rozgrywce kostki zdecydowanie nie były po stronie Loba i raz za razem udawało mi się eliminować jego wojowników... Gdy doszło do finalnej tury, miałem przewagę jednego punktu zwycięstwa, i właśnie wyeliminowałem ostatniego wojownika Loba. Pewny zwycięstwa mówię -Dobra gra Lobo. A on na to - Czekaj, czekaj - i zagrał kartę która dała mu dodatkowe trzy punkty zwycięstwa za wyeliminowanie ponad pięciu modeli podczas rozgrywki! Khornowi nie zależało, żeby te ofiary były wojownikami przeciwnika! I mimo, że Lobo nie miał już modeli na stole gra toczyła się nadal i musiałem się sporo nakombinować, żeby uzyskać remis w punktach. (Co dało mi zwycięstwo - gdyż miałem modele na stole a Lobo nie)
Druga talia to zagrywki taktyczne i ulepszenia naszych jednostek. I to właśnie ta talia pozwala nam w większości przypadków osiągnąć cele, które dobraliśmy z tali celów. 


Walka. Sama walka jest prosta. Rzucamy specjalnymi kostkami ataku. Liczymy ilość sukcesów. Przeciwnik rzuca kostkami obrony. Liczy sukcesy. I jeżeli mieliśmy minimum jeden sukces więcej niż przeciwnik - zadajemy obrażenia. Przy czym zagrywanie kart z ręki tworzy niepowtarzalne doświadczenie niepewności. W standardowym skirmishu zazwyczaj wiemy jakimi zdolnościami dysponuje przeciwnik i raczej nie zaskoczy nas żadnym asem z rękawa. A tu nie wiemy, ani co ma w tali, ani co z tej tali aktualnie ma na ręce. Dodatkowo pozycjonowanie modeli ma ogromne znaczenie i w jednej turze, głównie dzięki kartom taktycznym, wywiązał się między nami swoisty taniec śmierci. Zagrywając karty przestawialiśmy nawzajem swoje modele, żeby uzyskać jak największe korzyści do następnego ataku. Byłem zachwycony i oczarowany takim rozwiązaniem. 


Co ciekawe gra jest bardzo krótka i dynamiczna. Rozgrywa się zaledwie trzy tury, a każda gracz ma zaledwie cztery aktywacje w turze. Tu nie ma miejsca na niezdecydowanie i nieprzemyślane ruchy. Mając jedynie 12 aktywacji na całą grę trzeba spożytkować je naprawdę rozważnie.
A wady? Główna wada którą widzę jest zarazem dużą zaletą tej gry. Mam na myśli projektowanie decków. Otóż, gra raczej nie nadaje się do szybkiej potyczki z nieprzygotowanym przeciwnikiem. Ponieważ ilość taktyk i celów jest dość duża, a ilość aktywacji modeli ograniczona, trzeba wiedzieć do czego zdolne zdolne są twoje modele. I już od samego początku dokładnie planować akcje. Dodatkowo ta mechanika sprawia, że pomimo prostoty zastosowanych rozwiązań, gra jest dość trudna. I np nie widzę mojego synka, grającego ze mną w tą gierkę. Pomimo tego jak dobrze poradził sobie z Space Hulkiem.
Podsumowując. Gra naprawdę mi się spodobała. W prehistorii gier planszowych w Polsce była gra, która bardzo kojarzy mi się z tym typem rozgrywki. Nazywała się "Potyczka" wydana przez Sferę. Już wtedy strasznie mi się podobał pomysł. A tutaj wykonanie jest na mistrzowskim poziomie. Kilka dni temu Wert podrzucił nam do dyskusji wyniki finansowe GW z ostatniego okresu. Temat nie został podjęty... Ale jeżeli zamierzają wypuszczać gry typu Shadespire to wcale się nie dziwię, że ich akcje ciągle idą w górę. A będąc przy finansach. Gra dostępna jest za około 170-180 zł a dodatki w okolicach 80 zł gdzie przez dodatek mam na myśli kompletny zestaw modeli do frakcji i zestaw kart, który pozwala złożyć deck to danej frakcji. Cena wręcz nie Games Workshopowa. Mam nadzieję, że  wkrótce pojawią się kolejne frakcje do tej gry, a na razie poważnie rozważam zakup tej gierki dla siebie!

Pozdrawiam.  



poniedziałek, 22 stycznia 2018

Zawstydziłem PKP - pół roku spóźnienia!

Heyka

Witamy w 2018! Niech go szlag! Pięknie mi się rok zaczął. Zaledwie trzy tygodnie nowego roku, zeszło mi żeby spotkać się z kimkolwiek i w cokolwiek zagrać… Ale to i tak nic w porównaniu z opóźnieniem jakie zaliczyliśmy z Werterem w temacie Wrzesień 1939…


Tia, mamy drugą połowę stycznia. Niech policzę. Raz, dwa, trzy… Zaledwie pięć i pół miesiąca obsuwy, w stosunku do zakładanego terminu. Przynajmniej jeden z nas dobrze wykorzystał lukę czasową i wspaniale przygotował miejsce potyczki. I niestety nie byłem to ja. No popatrzcie tylko na zdjęcia poniżej, i na te wspaniałe tereny. Jak dla mnie mistrzostwo świata! Zerknijcie do bloga Wertera gdzie opisał (no przynajmniej starał się) ;-) jak to wszystko powstawało… https://idiotoodporny.blogspot.com/
Wert? Why so English?


 Mała placówka pograniczników na wschodnich kresach. Cały oddział siedzi przy radiu i z przejęciem słucha komunikatów z Warszawy, o postępach wojny która wybuchła kilkanaście dni temu na zachodzie kraju. Nagle drzwi otwierają się z impetem i do izby wpada jeden z wartowników.
-Chłopy Ruskie atakują!
-Jak to Ruskie atakują?!? Franek! Popieprzyło Ci się. To Niemce atakują a nie Ruskie.

-Przeca wiem co mówię! Od wschodu ido. Na hełmach i sztandarze czerwono gwiazdę majo. Do wigilii jeszcze daleko czyli nie kolędnicy! Na granicy szlaban wyłamali i ku nam ido. To ja się ciebie pytom: Niemce czy Ruskie? He?

 -Dobra chłopy! - dyskusję przerwał dowódca posterunku granicznego - Nie ma co debatować. Przeszli granicę czyli atakują. Nie rzucim ziemi skąd nasz ród. Janek bierz karego i jechaj po wsparcie do ułanów co stoją pod lasem. A reszta, łapać co kto ma pod ręką i Do Boju! Działo na prawo! Bronić drogi za wszelką cenę!  Rusznica ppanc ze mną! Reszta do wioski! Pokażemy Moskalom, że tak łatwo z nami nie będzie… W 1920 daliśmy im radę to i dzisiaj damy!
W oddali dało się słyszeć huk artylerii rozpoczynającej ostrzał polskich pozycji. 

Siły i misja.

Umówiliśmy się z Werterem na zagranie rozgrzewkowej bitwy na 500 punktów. Po stronie polskiej wystawiłem dowódcę, dwa minimalne oddziały piechoty z BARami, armatę przeciwpancerną 37 mm wz. 36 . Do tego pożyczona z pułku kawalerii - rusznica przeciwpancerna, oraz dwa oddziały kawalerii w rezerwach.
Werter wystawił młodszego lejtnanta, dwa oddziały regularnej piechoty z LMG, MMG, drużynę snajperów i samochód pancerny - FAI. Do tego gratisowo dostał darmowy oddział niedoświadczonej piechoty. 
Misja to klasyczny ENVELOPMENT z podręcznika głównego. Polska placówka pograniczników musi odeprzeć szturm Rosjan i za wszelką cenę nie dopuścić aby oddziały Sowieckie przedarły się w głąb kraju. 
 

Tura pierwsza
Ostrzał artyleryjski spadł na pozycję Polaków. Pociski spadały na prawo i lewo. Każdy z oddziałów piechoty dostał po jednym przygwożdżeniu. Armata na szczęście oddaliła się od posterunku na tyle, że pociski ominęły ją całkowicie. Niestety najbardziej dostało się rusznicy przeciwpancernej i dowódcy - jako, że byli w samym środku pola bitwy, a jeden z pocisków uderzył bezpośrednio w strażnicę pograniczników. (Oczywiście, to gdzie byli na polu bitwy, nie ma żadnego znaczenia - efekt ostrzału jest całkowicie losowy, ale tak fajnie pasuje fabularnie, że grzechem byłoby tego nie wykorzystać) Rusznica dostała dwa przygwożdżenia a dowódca stracił adiutanta. Po drugiej stronie wsi zaczęli pojawiać się Rosjanie. Najpierw dwa oddziały na prawej flance za stodołą, (kierunki z mojej perspektywy - na większości zdjęć w układzie odwrotnym - zdjęcia robił Wert.) potem MMG na lewej. Wsparł go kolejny oddział piechoty, nieopatrznie wbiegając na drogę tuż przed samochód pancerny i blokując mu przejazd. Zdenerwowany kierowca FAIa wcisnął klakson, klnąc pod nosem "Cyka Bylat".Tymczasem Polacy ustawiali blokadę licząc na rychłe wsparcie Ułanów. Armata przygotowała zasadzkę, czkając cierpliwie aż samochód pancerny podjedzie w skuteczny zasięg. Jeden z oddziałów zajął pozycje w trafionym posterunku straży granicznej. Ustawił BARa w oknie i czekał aż Rosjanie pojawią się na polach przed nimi. Drugi oddział wkroczył głębiej do wioski. Swoją drogą wioska nazywała się chyba Płotki Małe bo czego jak czego, ale płotów w niej nie brakowało! Skutecznie przeszkadzając zarówno mnie jak i Werterowi w rozwinięciu skrzydeł.     


Tura Druga
Rosjanie na lewej flance zbiegli z drogi, i wbiegli w pola otaczające wioskę, wykorzystując chaty jako osłonę. W środku pola pogranicznicy przeskoczyli przez płot i czekali w napięciu żeby zaskoczyć Rosjan, których słyszeli już zza chaty po lewej. Gdy nagle strzelec Jabłoński zameldował sierżantowi:  
- Sierżancie widzę tych skurczybyków na drodze za stodołą! Tam po prawej. Może puścić im serię kontrolną? 
- Wal Kaziu! Ile wlezie! Byle celnie!
Jabłoński przycelował i trafił jednego z Rosjan. Cała reszta oddziału sowieckiego padła do rowu przy drodze. I nie wykazywała ochoty by kontynuować natarcie.
-Pięknie Kaziu mamy ich! - skomentował sierżant.
Oddział, okazał się być, przymusowo wcielonymi do armii czerwonej zielonymi chłopami z Ukrainy, którzy nigdy wcześniej nie poczuli prochu strzelniczego. I gdy jeden z nich padł martwy, morale reszty załamało się całkowicie.     


Armata przeciwpancerna ukryta w zbożu na  prawej flance czekała niecierpliwie aż FAI pojawi się w celowniku. Gdy nagle zza pleców usłyszała zbliżający się tętent końskich kopyt.
- Jezusie nazareński! Ułani! Nareszcie. - powiedział dowódca armaty.
Podjechał do niego oficer na koniu. Kary ogier zatańczył gdy oficer wstrzymał cugle, zatrzymując konia przy armacie.
- Jak sytuacja? Melduj! - warknął oficer.
- Posłusznie melduję panie poruczniku, że Ruskie są już we wsi. Nasi obsadzili placówkę strażnicy granicznej, drugi oddział na lewo we wsi. Dowódca z rusznicą przeciwpancerną na skrzyżowaniu! A tam przed nami za stodołą widzieliśmy jakieś ruchy ale nie wiemy w jakiej sile. - Zameldował dowódca armaty.
- Dobra jedziemy na rozpoznanie! Zobaczymy co tam chowa się za tą stodołą - zadecydował ułan.
I ruszyli. W tym momencie na skrzyżowaniu, z pełną prędkością pojawił się FAI...


Tura trzecia i czwarta.
Tymczasem w środku pola, słysząc warkot silnika Rosyjskiego auta pancernego, obsługa rusznicy przeciwpancernej szykowała się do strzału. Ukryci w rowie przy drodze strzelec Wachocki i jego ładowniczy obserwowali skrzyżowanie.
- Jedzie! Wal! Szybko! - krzyczał ładowniczy. I gdy FAI pokazała się między chatami, Wachocki pociągnął za spust. Ale auto przemknęło za szybko i kula poleciała panu bogu w okno!
- Cholera - syknął Wachocki - mogłem poczekać na pewniejszy strzał. W tym momencie usłyszał huk wystrzału z armaty. Pocisk trafił samochód, jednak odbił się nieszkodliwie od pancerza nadbudówki. Musiał zrikoszetować na pancernej płycie. Jednak trafienie zmusiło pojazd do nagłej zmiany kierunku. FAI wytracił swoją prędkość i widząc przed sobą armatę przeciwpancerną, szukając osłony, wjechał za budynek. Prosto pod lufę rusznicy!
Wasik pomyślał przez sekundę. Widział ślad po pocisku z armaty na pancerzu, i nagle strzelanie do pancernego frontu pojazdu, nie wydało mu się takim dobrym pomysłem. FAI po nagłym skręcie wyhamował prawie do zera.
- Teraz albo nigdy - pomyślał Wachowski. Zerwał się do biegu przebiegł przez drogę tak aby widzieć bok pojazdu i prawie z przystawienia strzelił po raz drugi. Trafił w wieżę. Najmocniej opancerzoną część pojazdu. FAI zatrzymał się całkowicie. Wieżyczka obróciła się w jego stronę... Wachowski zobaczył lufę skierowaną prosto w niego.
- Zdrowaś Mario łaskiś pełna - zdążył powiedzieć Wachowski nim LMG z wieży otworzył ogień...
Widząc śmierć Wachowskiego i jego towarzysza dowódca pograniczników pomyślał:
"Wykończy nas ta piekielna maszyna!". I w tym momencie wpadł na desperacki pomysł. Wyskoczył na drogę przed maskę pancernego auta. Zamachał rękoma, tak żeby zwrócić na siebie uwagę załogi pojazdu. Gdy wieża powoli zaczęła obracać się w jego stronę rzucił rozkaz do oddziału przy chacie.
- Dalej chłopy! Przewrócimy to cholerstwo do góry kołami! Pogranicznicy w pierwszej chwili nie mogli uwierzyć w ten nieregulaminowy rozkaz dowódcy jednak gdy zobaczyli, że wieża z karabinem skierowana jest w drugą stronę posłusznie wybiegli na drogę. 



Pierwsza próba wywrócenia samochodu była nieudana. Kierowca FAIa desperacko starał się ruszyć do przodu, jednak pojazd był już otoczony i kołysał się niebezpiecznie pod naporem Polaków.  Pogranicznicy podjęli drugą próbę. Cofnęli się kilka kroków do tyłu żeby nabrać impetu i widząc kołysanie się pojazdu, tym razem bardziej pewni siebie, naparli ze wszystkich sił. FAI wściekle wierzgnął kołami i przewrócił się na bok. Pokrywa wierzy otwarła się z hukiem przy upadku, ktoś wrzucił do środka granat i cały oddział odskoczył z powrotem pod osłonę chaty.  (BTW. FAI ważył załadowany zaledwie dwie tony, i był dość wysoki, więc środek ciężkości też prawdopodobnie był dość wysoko. Tak że podobna akcja jest nawet prawdopodobna.)
Ułani widząc, że samochód pancerny nie stanowi już zagrożenia skręcili na skrzyżowaniu w drugą stronę i zobaczyli oddział sowietów leżący w rowie. Tak, to nasi "przyjaciele" z Ukrainy ostrzelani w drugiej turze dalej okupowali rów przy drodze. Szarżując w pełnym galopie uporali się szybko z pozostałościami oddziału.


Tura Piąta i Szósta
W międzyczasie Rosyjska piechota też nie próżnowała. Oddział z prawej przedarł się prze płoty, przeszedł przez stodołę i mimo ognia z placówki pograniczników, wyeliminowali obsługę działa i przedarli się przez polskie linie. Oddział z lewej strony, osłaniany przez MMG wreszcie przeszedł przez zaorane pola za chatami i ostrzelał pograniczników, którzy zniszczyli FAI.  Jednak w całkowitym zwycięstwie Rosjan przeszkodził im drugi oddział kawalerii. Samą swoją obecnością paraliżował ich ruchy. Nie mogli przemieszczać się szybko, gdyż ryzykowali w ten sposób starcie z kawalerią w galopie. A przedzierając się przez pola stracili sporo ze swojej mobilności.   


W efekcie, wynik był taki: Rosjanie 2 punkty za oddział po prawej, który dotarł do polskiej strefy rozstawienia, po jednym punkcie za zniszczenie armaty, rusznicy p-pancernej, zabicie dowódcy. Tak, niestety bohaterski dowódca nie przeżył tej potyczki i poświęcił się próbując przegonić najeźdźców z polskiej ziemi.  


A Polacy? Otóż po dwa punkty za zniszczenie: FAI, niedoświadczonego oddział piechoty, zabity dowódca wojsk rosyjskich, MMG i oddział snajperów.  
10:5 dla Polaków. Niestety dla Wertera bitwa skończyła się po szóstej turze. A miał szansę wyjść oboma oddziałami piechoty poza stół przez moją krawędź stołu. Co dało by mu dodatkowe cztery punkty i wyrównałby wynik.  No ale kostki w tej rozgrywce były raczej po mojej stronie,chociaż Wert jakoś szczególnie też nie mógł narzekać.

Mam nadzieję że Battle report się podobał. Ja bawiłem się świetnie. I nie mogę już doczekać się kolejnego starcia z Werterem w realiach wczesnej wojny. Może tym razem trochę więcej punktów? Może operacja BARBAROSSA?
I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś i do zobaczenia w niedługim czasie, gdyż zgodnie z tradycją tego bloga wpisów nie ma, a później pojawiają się jeden po drugim, a wiem z pewnego źródła, że będę miał o czym napisać. Hey LOBO ;-)

Pozdrawiam!