środa, 25 stycznia 2017

A w RPG bawimy się TAK!

Heyka!



Jakbyście mieli za dużo wolnego czasu to poniżej przedstawiam Wam wprowadzenie do sesji RPG, które prowadziłem pod koniec grudnia. Większość z Was już czytała ale wrzucam bo takie teksty lubią mi się gubić a jak już poświęciłem trochę czasu na napisanie to fajnie by to było przeczytać sobie po latach :-)
Pomiędzy rozdziałem pierwszym a drugim była sesja… A co na sesji się działo to wiedzą ci co byli :-)
Enjoy!


Wprowadzenie
Altdorf, środek jesieni. Od tygodnia pada deszcz. Widzący wieszczą koniec świata. Stare kurwy nie chcą zdychać, a młode dostały trypla i teraz połowa męskiej populacji notorycznie drapie się po jajach. Piwo w lokalnym wyszynku skisło i jest jeszcze paskudniejsze niż zazwyczaj. Pieniądze z ostatniej pracy zaczynają się kończyć. Ludzie z dzielnicy zaczynają znikać. Na północy źle się dzieje.  Wojsko zaczęło agresywną rekrutację„Ojczyźnie trzeba dziś świeżej krwi – Marynarzy floty wojennej”. Pozom rzeki podnosi się notorycznie i dzielnica portowa brodzi już po kostki w wodzie. Co gorsza wybiło też miejskie szambo i teraz wszędzie wali gównem. Bogacze zamknęli swoja dzielnicę i lepiej nie pokazywać się tam po zmroku, bo prywatni ochroniarze wyznają zasadę strzałów ostrzegawczych w tył głowy. A jeszcze zalegacie Klausowi ze straży miejskiej z wypłatą za ostatni miesiąc…


 Rozdział pierwszy


Wieczór zapadł bardzo szybko. Właściwie kilka ostatnich promieni słonecznego światła ledwo przebijało się przez grubą zasłonę chmur. Zimny, ciężki deszcz, nieustanie padał już szósty dzień i nic nie zapowiadało, że w najbliższych dniach pogoda zacznie się poprawiać. Zaułek Ślepego Karczmarza nie przyciągał przyjezdnych swoim wyglądem nawet w słoneczne dni. Ale teraz odstręczał jeszcze bardziej. Zbutwiałe deski ułożone bezpośrednio na rozmokłym klepisku były śliskie niczym brzuch ryby. Sterty śmieci wyrzucane bezpośrednio na ulicę zalegały tu i ówdzie. Zazwyczaj spływały razem z deszczem do kanałów ale teraz gdy poziom rzeki podniósł się, wszystkie okoliczne kanały wypluwały wodę, zamiast ją odprowadzać. Zapach także przyprawiał o mdłości. Mieszanina odchodów, odpadków i odoru z znajdującej się nieopodal garbarni. Grupa awanturników zbliżała się jednak uparcie do jedynego światełka znajdującego się na końcu zaułka. Powitały ich groźnie wyglądające, okute drzwi, z żelazną zasuwą na wysokości oczu. W oddali słyszeć się dało śpiewy z kaplicy św. Bernarda Męczennika, który własnym ciałem osłonił Imperatora Magnusa.
Pierwsza z postaci uniosła rękę i łomotnęła kilka razy kołatką w kształcie delfina. Kołatka wyglądała zupełnie nie na miejscu. Misternie wyrzeźbiona, mosiężna. Wyglądała tak jakby prowokowała do kradzieży. Ale jednak dalej wisiała na swoim miejscu…
Zasuwa odsunęła się z metalicznym trzaskiem.
- Hasło!
- A weź spierdalaj! Otwieraj krasnoludzki cwelu! My tu mokniemy na tym pierdolonym deszczu!
- Miałeś być sam.
- Ale jak już bystrze zauważyłeś nie jestem! I tak wszystko bym musiał im przekazać wiec zabrałem ich ze sobą żeby dwa razy się nie powtarzać.
Żelazne argumenty zbiły krasnoluda z tropu.
- Otwieraj kurwa albo sobie idziemy! Nie będziemy tu dłużej moknąć!
Zza drzwi dało się słyszeć po chwili odmykany zamek… potem drugi i trzeci, i drzwi z lekkim skrzypnięciem otworzyły się odrobinę. Pierwsza postać wcisnęła się do środka.
Wewnątrz powitał ich krótki, dobrze oświetlony dwoma lampami korytarz. Korytarz kończył się kolejnymi okutymi drzwiami. Krasnoluda nigdzie nie było. Uwagę Awanturnika zwróciły dyskretne otwory na wysokości brzucha przeciętnego człowieka w kolejnych drzwiach. Na wysokości brzucha ale i na wysokości kuszy trzymanej w rękach niezbyt wysokiego krasnoluda…
- Nieźle się tu urządziłeś Torgrim. Spodziewasz się jakiś nieproszonych gości?
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Wiesz jak bywa w moim fachu. - Odparł krasnolud zza drugich drzwi.
- A o którym fachu mówisz? Pasera? Szpicla? Wywrotowca?
- O wszystkich przyjacielu o wszystkich… Zamknijcie porządnie za sobą wrota! Wpuszczę Was dalej!
Krasnolud upewnił się że zewnętrzne drzwi są dokładnie zamknięte i otworzył drzwi wewnętrzne. Kolejne pomieszczenie przypominało kantorek jakiegoś kupca, zajmującego się wszystkim i niczym zarazem. Jakieś mechaniczne zabawki, szkatuły, wazy, obrazy. Było tu praktycznie wszystko. Na środku pokoju stało bogate pięknie zdobione biurko przy którym stało tylko jedno krzesło.
- Miałeś być sam. – Krasnolud zerkną w stronę przybyłych awanturników - To reszta niech stoi! - burknął pod nosem, zajmując swoje miejsce za biurkiem.
- Masz dla nas jakieś zadanie?
- A pewnie że mam… Ty tam! Zostaw to! Te ciastka są dla kupujących a nie dla… - krasnolud trochę spuścił z tonu – takich ja Wy.
Togrim był niski nawet jak na krasnoluda. Próbował dostosować się do aktualnej mody imperialnej ale jakoś mu to nie wychodziło. Do tego był przy kości, co czyniło jego postać trochę komiczną. Ale ci co znali krasnoluda wiedzieli że nie warto żartować z jego wyglądu…
- Dobra przejdźmy do interesów bo mi ziemniaki w piwnicy gniją. Mam dla Was małą robotę. Mój informator doniósł mi że niedawno Mistrz Joachim Slüter wyjechał pilnie z miasta.
- I nie prędko wróci – wtrącił awanturnik- wszyscy słyszeliśmy o Mistrzu Joachimie. Na mieście powiadają, że stosik na placu Floriańskim już się tlił w oczekiwaniu na Maestra Slütera. A inkwizytorzy już ostrzą sobie pazury na tak łakomy kąsek w całym Imperium. Ten, który dorwie Mistrza Joachima zbierze sobie niezłą sławę… Ale co nam prostaczkom do Slütera? Chyba nie chcesz żebyśmy go ścigali?!?
- No gdzie!?! Na brodę Grungiego! Wy do Mistrza Slütera! No proszę Was… Bez Urazy oczywiście.
- No dobra, rozumiemy jak bardzo nas poważasz. Przejdź do sedna.
- Otóż Maestr Slüter miał siedzibę.
- To też wiemy! Teraz Inkwizytorzy zdejmują tam kamień po kamieniu żeby znaleźć co ciekawsze zabawki Mistrza. I co nam do tego?
- Jak mi będziesz dalej przerywał to nigdy się nie dowiesz do kurwy nędzy! – krasnolud nie krył już zdenerwowania – Mogę?
- Ależ proszę, zamieniamy się w słuch
- Jak już mówiłem Slütera miał jeszcze jedną siedzibę. Sekretną. O której Inkwizytorzy jeszcze nie wiedzą… A ja wiem! – paskudny uśmiech wykwitł na pucułowatym obliczu krasnoluda.


   
Rozdział drugi

Powiew zimnego powietrza omiótł salę w której siedzicie. Drzwi do karczmy w której się zatrzymaliście stanęły otworem. W powstałym prześwicie pojawiła się zgarbiona sylwetka podróżnego.
- Zawrzyj wrota bo strasznie piździ! – Karczmarz serdecznie powitał gościa.
 - Do ciebie godom! Głuchy jesteś? Zawrzyj wrota bo mi izbę wyziębisz! –Karczmarz był wierny staremu prawu gościnności.
Postać nie drgnęła nawet o centymetr. Lekko kołysała się tylko na boki.
- Ty pachołku Jak cię zaraz spiorę! - Karczmarz złapał pogrzebacz i szybkim krokiem zbliżył się do nieznajomego. Zamachnął się do ciosu. Postać podniosła wzrok na karczmarza a ten skulił się pod jego spojrzeniem, i czym prędzej prysnął w kierunku kuchni wykonując intensywnie znak młota na piersi.
Postać powoli weszła do środka. Omiotła całą salę wzrokiem. Albo tak się Wam wydawało gdyż ciągle nie było widać jego oblicza spod obszernego kaptura. Powoli ale zdecydowanie ruszyła w Waszym kierunku. Drzwi zatrzasnęły się za nią. Żaden z Was nie zauważył ruchu rąk nieznajomego!
Podróżny zajął krzesło na końcu stolika przy którym siedzieliście. Powolnym nienaturalnym ruchem zaczął zdejmować kaptur. Ręka wygięła się pod dziwnym kątem jakby miała dodatkowy staw między dłonią a łokciem. Żaden z Was nawet nie drgnął. Wasze ciała wydają się dziwnie ociężałe, i niezdolne do jakiegokolwiek ruchu. Pod kapturem ukazało się oblicze, które przepędziło rozgniewanego karczmarza z pogrzebaczem. Lekko wykrzywiona łysa głowa. Usta a właściwie wąska szczelina w miejscu gdzie powinny być usta. Pozbawiona była jakichkolwiek warg. Kilka kępek włosów tu i ówdzie. Jedno ucho znacznie większe od drugiego. Mniejsze ucho położone było wyżej niż to większe. Jednak najbardziej przerażające były oczy, A właściwie dziury po oczach. Puste nieregularne otwory, głębokie, pochłaniające światło wokół. Sprawiały wrażenie jakby miały was wessać...
– Ale piździ na dworze! -  Demon przemówił całkiem przyjemnym miękkim głosem.
– To chyba trochę moja sprawka… A właściwie Wasza! – szczelina z przodu twarzy wygięła się w coś przypominającego uśmiech. -  Coś tam się popieprzyło w pogodzie, po tym jak uwolniliście mnie z mojego więzienia. Za co wam szczerze i wylewnie dziękuję! – Demon skłonił się nisko, a zimny dreszcz przeszedł po Waszych plecach.
- Szkatuła była ostatnią pieczęcią, która trzymała mnie jeszcze w niewoli po tym jak Mistrz Slüter –wręcz namacalnie dało się wyczuć nienawiść płynącą z głosu demona gdy wymawiał to imię – opuścił miasto. Ale co się odwlecze to nie uciecze… Chciałem Was zapytać co zamierzacie zrobić ze szkatułą. Bo nadal ją macie? Prawda? – puste oczodoły poruszyły się lekko jakby zaglądając Wam w oczy.
- Taaak… Macie ją jeszcze… Wyczułem to. Dobrze! Sugerowałby Wam abyście zniszczyli ją jak najszybciej! – demon rozejrzał się po sali.
- Taaak… Macie ją jeszcze… Wyczułem to. Dobrze! Sugerowałby Wam abyście zniszczyli ją jak najszybciej! – demon rozejrzał się po sali.
- Nie kominek się nie nadaje… za mały żar… Ale na pewno w okolicy jest jakaś kuźnia. Tak to powinno wystarczyć. Pamiętajcie przecież, że to plugawy przedmiot Chaosu! Trzeba go jak najszybciej spalić! Tak powinni zrobić praworządni obywatele. Bo przecież jesteście praworządni? Nieprawdaż? Tak praworządnie poderżnęliście gardło słudze Slütera! Strasznie mnie to ucieszyło. Już się obawiałem, że go posłuchacie i dalej będę tkwił w tej przeklętej niewoli. Ale nie! Wy jesteście przecież ci DOBRZY! Przy okazji niezła rzeźnia wyszła Wam na pięterku. Tyle przemocy tyle nienawiści tyle krwi się zmarnowało. Wy na pewno jesteście ci dobrzy? Bo chętnie przyjąłbym Was na służbę. Szczególnie teraz gdy zamierzam zostać tu na dłużej. Nie? Na pewno? Przemyślcie jeszcze moją ofertę. Ja na pewno Was docenię! I szczodrze wynagrodzę! Oferta dnia! Jeszcze nigdy nie byłem tak szczodry jak w tym momencie… - Demon zaczął śmiać się… no demonicznie.
- Ale wróćmy do Waszego problemu. Szkatułka. Zniszczcie ją jak najszybciej a Was wynagrodzę. Możecie ją też oddać temu kto was napuścił na sługi Slütera. Na jedno wyjdzie… Mam do Was tylko jedną prośbę. W tym właśnie momencie na zewnątrz zebrała się dość duża grupa tych obleśnych paskudnych szczuroludzi! Nie dawajcie im tej szkatuły. Proszę… Cholera wie do czego mogą jej użyć… W końcu to plugawy przedmiot Chaosu!!! – i znowu demoniczny śmiech.
- Jak już skończycie na zewnątrz. Wróćcie! Mam dla Was pewne zadanie. Tak sobie wykoncypowałem, że nie musicie dla mnie pracować żeby nasze cele były wspólne. W końcu wróg mojego wroga to mój… przyjaciel? A Slüter sam się przecież nie złapie! Władze z tego co widziałem dają za jego głowę sporą sumkę… A ja jestem skłonny ją podwoić pod warunkiem dostarczenia go żywego! Ale teraz idźcie zajmijcie się tym pilniejszym problemem bo jak nie wyjdziecie, to te wredne szczury jeszcze gotowe zniszczyć tak szlachetny przybytek. A tego byśmy nie chcieli… I pamiętajcie brońcie szkatuły przed szczurami! Bo przecież Wy jesteście ci DOBRZY!!! Śmiech demona po raz kolejny rozległ się na sali.
- Jak ja kocham te paradoksy. Nie bawiłem się tak dobrze od dwustu lat!!!

 

niedziela, 22 stycznia 2017

I’M BACK



Heyka!
I’M BACK!!!
 
Chciało by się zakrzyknąć…
Ale nie róbcie sobie zbyt dużych nadziei, bo do regularnych wpisów, już raczej nie wrócę. Jak mawiał Jocker w Batmanie Tima Burtona: "So much to do and so little time..."
Natomiast jakieś pojedyncze perełki - to czemu nie. Zamiast spamować Was na maila, równie dobrze mogę wrzucać tu swoje wynurzenia i przesyłać jedynie linka.




Ok! Czas na mięsko czyli... Bolt Action. 
Dziś wyjątkowo nie w piwniczce ale gościnnie w salonie u Jubego.
Juby postarał się ostatnio. Przysiadł trochę nad terenami, i muszę powiedzieć, że wygląda to nadzwyczaj dobrze. Efekty jego pracy możecie oglądać na zdjęciach poniżej. Co do zdjęć - to tym razem nie wziąłem ze sobą aparatu więc są trochę gorszej jakości - z komórki.
Ale... jak się nie ma co się lubi - to się lubi co się ma!

PRZYGOTOWANIA I ROZSTAWIENIE
Teren rozstawiony. Scenariusz wybrany. Gramy scenariusz 11 "SURRONDED!"  Jako że Juby ma 88-ke postanawia być obrońcą. Rosjanie w ataku! Tym lepiej dla mnie. Juby rozstawia połowę swoich jednostek na stole, dostaje ostrzał z przygotowania artyleryjskiego. Następnie w pierwszej turze wchodzi pierwsza fala szturmu Sowieckiego. Reszta jednostek pozostaje w rezerwach. Celem jest zniszczenie jak największej ilości jednostek przeciwnika.


Juby zakupił ostatnio Armatę 88mm flak 37 AA gun. Niestety (?) w skali 1:48. Pytajnik do słowa niestety należy się gdyż właściwie nie widać różnicy czy jest to 1:48 czy 1:56. Wygląda naprawdę dobrze. A jako że nie mamy porównania do oryginalnej Warlord-owskiej to nikt nie zauważy różnicy.
Mi to na pewno nie przeszkadza! A na stole prezentuje się rewelacyjnie. Juby umieszcza działo wraz z obsługą w ruinach farmy na rozdrożu. Ma doskonałą osłonę - murek okalający farmę zapewnia "twardą" osłonę. Za to pole ostrzału ograniczone ma tylko z jednej strony przez ruinę budynku. Dobranie się do armaty będzie wyjątkowo trudne. Nie dość, że strzelając do niej będę modyfikował rzut na trafienie o -2 to jeszcze "gun shield" sprawia, że obsługę będę zabijał jedynie na 5+!   


Ciekawe co Juby zmieści jeszcze do rozpiski na 1000 ptsów?
Dostępu do działa będą bronić SSmani wyposażeni w STG44 z dwoma MMG i kilkoma pancerfaustami! Space marines bolt action :-) To ten bliższy oddział na zdjęciu poniżej. Ukryty w żywopłocie. Chyba gorzej już być nie może - pomyślelibyście. Otóż może być gorzej! Oddział przed nimi to Szturmowi Inżynierowie - STURMPIONIERE... którzy poza MP40 i MMG mają jeszcze miotacz ognia. Acha i też są weteranami.  


Ostatnią jednostką na stole po stronie Jubego są ukryci za stodołą weterani z panzerschreckiem. Takie małe ubezpieczenie na wypadek T34 szarżującego od lewej flanki... W rezerwach Juby ma jeszcze: Pumę, oddział SS z dwoma MMG, dowódcę, medyka, i zaprzęg do ciągnięcia 88-tki. W zaprzęgu dwa jednorożce - a że nie było żadnej dziewicy w pobliżu to nie było ich widać... ;-)


W pierwszej fali Rosjan znajdował się T34/76 , dwa pełne oddziały piechoty (12 osobowe) z dwoma MMG każdy, oraz trzy oddziały "biegaczy" (6 osobowy oddział SMG). Wszystko regularne wojsko.  W rezerwach pozostały: darmowy oddział piechoty, dowódca, trzy anti-tank rifle i jeden oddział biegaczy. Przygotowanie artyleryjskie wyszło dobrze, ale nie rewelacyjnie. Każdy z niemieckich oddziałów dostał po jednym pin markerze, a kilka nawet po dwa. Ale nikt nie został bezpośrednio trafiony pociskami.

I TURA  
Inicjatywa była zdecydowanie po stronie Rosjan. Raz za razem ciągnąłem z wiaderka czerwoną kostkę. Chciałem przeczekać Jubego i wszystkie kostki przekazywałem na rezerwę. Jednak podstęp się nie udał i musiałem wprowadzać moje jednostki zanim Juby aktywował jakikolwiek oddział ze stołu. 


Pierwsi do boju weszli "biegacze". Zajęli pozycję za chatą w środku stołu. Jednak gdy raz za razem losowałem czerwoną kostkę stwierdziłem, że nie tędy droga... Trzeba zaatakować pełną mocą! Trzeba przestać bawić się w podchody. Krzyknąć HURRRAAA!!! I zobaczyć komu pierwszemu skończą się żołnierze! Do boju weszły oddziały piechoty z MMG. Strzelając z biodra w biegu położyły zasłoną ogniową na oddział inżynierów.
I teraz ciekawostka. W momencie szturmu nie byłem świadomy że to Inżynierowie wyposażeni w miotacz ognia! Myślałem, że to standardowy oddział SS. Gdybym wiedział że miotacz ognia jest niecałe 12 cali od moich jednostek na pewno wystawiałbym się bardziej defensywnie....
Ale jak mawiają Inkwizytorzy - "Ignorancja jest błogosławieństwem!"
Kostki też były po mojej stronie.
Ja - Dobra strzelam... -1 za ruch, -2 za osłonę, -1 za zasięg! Idziesz w ziemię Juby?
Juby - Hmmm trafiasz na szóstce po szóstce? To nie idę w ziemię!
Trzy trafienia! Pin marker i jeden zabity!!!
Juby - ARGHHH!!!!


Jako że ostro poszedłem do szturmu stwierdziłem, że chowanie T34 za budynkami byłoby jedynie stratą. Potrzebowałem uziemić ten oddział Inżynierów! Poprosiłem Stalina aby dał swoje błogosławieństwo do ataku i wjechałem czołgiem na drogę. Nie zważając na 88-kę zwracającą się powoli w stronę  pojazdu otworzyłem ogień do biednych Inżynierów. Tego było już dla nich za dużo! Wreszcie padli na ziemię i zaczęli myśleć jedynie o szukaniu osłony - osiągnąłem swój cel na tą turę...
Następna kostka była czarna! 88-ka wzięła czołg na cel. I błogosławieństwo Stalina dało radę przezwyciężyć hitlerowski pocisk. Strzał na czysto, -1 do trafienia za obrót działa... Juby wyrzucił "3" PUDŁO! Stalin protects.
Koniec tury był coraz bliżej - w wiaderku pozostały już tylko czarne kostki. Juby ostrzelał jeszcze moją piechotę z mmg zabijając biednego Ivana. Wycofał panzerschrecka do tyłu za osłonę i zakończyliśmy pierwszą turę.


II TURA
Szybko! Póki Stalin patrzy przychylnym okiem! T34 do ataku!
I pojechali... nie bacząc na 88-kę. Podjechałem na bliski zasięg do Inżynierów. I znowu nie mieli wyboru. Mogli iść w ziemię albo zginąć. T34 spełnił swoje zadanie. Teraz może polec w chwale ściągając na siebie jeszcze trochę ognia. Przynajmniej ta cholerna armata nie będzie strzelała do mojej piechoty a wrak czołgu zapewni doskonałą osłonę dla reszty atakującej piechoty...
Ale zaraz... czemu ci SSmani biegną wprost do mojego czołgu blokując linię strzału 88 - ce?
Facepalm... Pancerfausty!
Trzy trafiły. Jeden ogłuszył załogę... To wszystko! T34 zdobył odznaczenie stalowa ściana.
Moja kolej...


SZTURMEM TOWARZYSZE! ZA STALINA!! ZA MATULĘ ROSYJĘ!!!
I poszli. Na pierwszy rzut jeden odział biegaczy zaszarżował na panzerschrecka. Tak wiem assault został strasznie znerfiony, ale to była jedna z tych sytuacji gdzie jednak bardziej opłaca się zaatakować w walce bezpośredniej niż strzelać. Przeciwnik to mały oddział za twardą zasłoną, do tego jedynie dwa modele byłyby na zasięgu bezpośrednim a reszta strzelałaby na "dalekim" (z ppschy - ze względu na krótki zasięg - strzela się albo na dalekim albo na bezpośrednim nie mając bliskiego) Wybór był tylko jeden. CHARGE! Juby zdołał jeszcze wystrzelić z panzerschrecka rozsmarowując biednego Borysa po całej stodole. I już walczyli ze sobą. Drużyna panzerschrecka zza osłony atakowała równocześnie z szarżującymi ale znowu kostki były po mojej stronie. Rosjanie szybko rozprawili sie z nieszczęsną dwójką Niemców i ukryli się za osłoną.
Reszta armii ruszyła do przodu. Strzelając w pełnym biegu przycisnęli ogniem oba oddziały Niemieckie na środku stołu.


Zaczęły pojawiać się rezerwy. Na pierwszy ogień poszła Puma Jubego. Wyjechała od flanki i posłała pocisk w boczny pancerz T34. Po raz kolejny Stalin ochronił swoich wybrańców. Pocisk trafił ale nie przebił się przez pancerz.


Z tyłu Pojawiły się posiłki niemieckiej piechoty. Oddział SS wraz z dowódcą i medykiem. Położyli ogień zaporowy na oddziałach rosyjskich ale bez większych sukcesów. 
88-tka tym razem załadowała pocisk odłamkowy. Skierowała lufę w Sowiecką piechotę i posłała go Stalinowi w okno.


W międzyczasie od mojej strony zaczęły wchodzić posiłki Sowieckie. Pojawiła się druga fala piechoty. I biegnąc najszybciej jak się da zmniejszała dystans do jednostek niemieckich. 


III TURA
Po minie Jubego widziałem, że nie bardzo wie jak odmienić losy bitwy i zatrzymać hordę rosyjskiej piechoty. . A kostki w tej turze dały mu się jeszcze bardziej we znaki. Nie dość że spudłował Pumą, ostrzał z MMG dalej był nieskuteczny, to jeszcze 88-tka zawiodła go po raz trzeci! Natomiast ja szalałem na środku stołu.


Fala rosyjskiej piechoty po raz kolejny posunęła się do przodu. Zlikwidowałem odział Inżynierów i spinowałem skutecznie oddział SS manów. Ich los został już właściwie przypieczętowany. Byli otoczeni przygwożdżeni ogniem zaporowym i niezdolni do dalszej obrony.


Na domiar złego dla Jubego. T34 skutecznie zdjął z siebie wszystkie piny wykonując rozkaz "rally" i był gotowy do działania w następnej turze.


Szykowałem się powoli do ostatniego szturmu, którego celem miała być wreszcie niemiecka armata...


IV TURA - OSTATNIA
Jeden obraz za tysiąc słów. Wyraz Jubego mówi wszystko. 88-tka spudłowała po raz kolejny. T34 rozstrzelał SSmanów ze środka stołu, a horda Rosjan szykowała się do szturmu! Juby położył króla na planszy i poddał partię ...


WNIOSKI I PODSUMOWANIE
No cóż, żeby sprawdzić skuteczność 88-ki, Juby musi wystawić ją po raz kolejny. Bo w tej bitwie nie trafiła ani razu. Kostki wyraźnie nie były po jego stronie. Dodatkowo niepotrzebnie wystawił Inżynierów tak daleko z przodu. Dzięki czemu mogłem łatwo zasypać ich ogniem zaporowym. I w rezultacie nie wystrzelili ani razu. Uważam że rozpiska Jubego była bardzo dobra. W sumie to nie wiem czy zmieniałbym cokolwiek. Po prosty nie był to Twój dzień Juby. Za to Rosjanie? Rozpiskę napisałem na kolanie 10 minut przed bitwą. Chciałem zagrać w klimacie - niewyszkolonej bandy biegnącej wprost na linie wroga - bo nie stać ich na żadną inną taktykę. I w sumie się opłaciło. Stalin czuwał nad T34 a piechota w skuteczności przechodziła samą siebie. Z takimi rzutami nie było na mnie mocnych.

Tyle. Mam nadzieję że po dwuletniej przerwie z przyjemnością przeczytaliście moje wypociny. Powiem szczerze że  najbardziej zmotywowało mnie spotkanie z dawno nie widzianym kolegą, którego zapał udzielił mi się troszeczkę. A może to ten alkohol wypity w nieprzyzwoitych ilościach... Kto to wie? :-)
Dzięki Lobo za zastrzyk zapału do bitewniaków!
Narka.