Zgodnie z obietnicą z ostatniego posta. Przedstawiam Wam:
US Marines VS Japan Paratroopers
Michor zjechał z Chin, zaesemesował do mnie i umówiliśmy się na bitwę w Bolt Action. Zestaw armii nietypowy, gdyż wojna na Pacyfiku kojarzona jest raczej z potyczkami floty i lotnictwa. Ale wyspy trzeba było jednak zdobywać „na piechotę”. Więc mamy 1943r a Japończycy przeprowadzają szturm na jakąś niewielką wyspę gdzieś na Pacyfiku, bronioną przez oddziały US Marines. Nocą udało im się przeprowadzić desant spadochronowy. Niepostrzeżenie podkraść się do wioski w pobliżu lotniska amerykanów, skąd skutecznie kierowali ogniem artylerii floty, i wskazywali cele dla lotnictwa. Tuż przed świtem Amerykanie zorientowali się w sytuacji i przeprowadzili natarcie mające wyprzeć Japończyków z wioski. Japończycy zbyt późno rozpoczęli ewakuację i w czerwonym budynku pozostawili swoją radiostację. Teraz muszą bronić jej za wszelką cenę!
Stoliczek rozstawiony. Przeciwnik zadowolony, pełen optymizmu. Armie już na stole. Aparat w gotowości. Kostki Miarki są, podręczniki też, więc można zaczynać. A na drugim planie widać jaki mam bałagan w piwniczce. Ale na sprzątanie mam jeszcze mniej czasu niż na malowanie...
Na stoliczku "jungla". Kolejny z rozpoczętych i nigdy nie skończonych projektów. Ale przynajmniej jeden kawałek zrobiłem na gotowo! Do tego kilka górek. Oraz budynki, które Michor zakupił w Chinach za parę groszy. Wyglądają nie najgorzej. W miarę pasują do klimatu. Z tym, że nie wiem czy to jeszcze styl japoński czy już chiński. ;-) Ogólnie jest dość gęsto i spełnia to swoją rolę. Jednak jest miejsce do dalszego rozwoju. Przechodzimy do sił biorących udział w potyczce.
Na początek Japończycy. Weterani z Birmy, dowodzeni przez Rikugun Chui (First Lieutenant). To ten pan z mieczem i towarzyszem, który dzierży japońską flagę (na pierwszym planie po prawej stronie). Do tego dwa oddziały IJA Teishin Shudan Paratrooper. Po pięciu weteranów z lekkim karabinem maszynowym. Na zdjęciu to te dwa odziały u góry po jednej i drugiej stronie. Duży oddział w środku to Grenadierzy IJA. Weterani z trzema lekkimi moździerzami. Na lewo od nich kolejny oddział IJA Teishin Shudan Paratrooper. Tym razem dziesięciu weteranów. Wsparcie zapewniały kolejno: Miotacz Ognia (na pierwszym planie na środku), Air Obserwer (samotny model z lewej pod drzewkiem), Zespół Snajperski (po prawej na środku), Działo Przeciwpancerne Type 39 (u góry po lewej), Średni Karabin Maszynowy (u góry po prawej), oraz Lekki Moździerz (w środku po prawej).
Naprzeciw Japończykom. Stanęli Amerykanie dowodzeni przez weterana First Lieutenanta z dwoma biegaczami/adiutantami (na czele armii lekko po prawej). Za nim w linii cztery identyczne oddziały Piechoty Morskiej. Regularni żołnierze wyposażeni w trzy pistolety maszynowe trzy karabiny M1 i po dwa BARy na oddział. Wspierał ich oddział inżynierów z miotaczem ognia (z przodu po lewej). Do tego Air Obserwer z dwoma towarzyszami, uzbrojeni w pistolety maszynowe. Obok niego Zespół Snajperski – weterani Marines. Dwa Karabiny Maszynowe zostały również obsadzone przez weteranów Piechoty Morskiej (z tyłu na środku). Dodatkowe wsparcie zapewniał Średni Moździerz z obserwatorem i Lekkie Działo Przeciwpancerne.
Rozgrywana misja pozwalała wystawić Michorowi dwie jednostki w środku stołu, pilnujące celu misji. Celem tym było przechwycenie czerwonego budynku, w którego piwnicach znajdowały się dwie beczki doskonałego sake... znaczy się radiostacja, wraz z ważnymi dokumentami i zapasami dla japońskich żołnierzy! Michor wystawił Grenadierów na środku, a obsługa średniego karabinu maszynowego zainstalowała się wewnątrz budynku, na piętrze. Na zdjęciu widać także wystawionych: Obserwatora Lotniczego i Zespół Snajperski, którzy skorzystali ze swoich specjalnych zasad wystawiania, i zakradli się na pole bitwy.
Japończycy z maskowaniem poszli krok za daleko - narwali trawy i wnieśli na pięterko. Amerykanie nie dali się nabrać na te sztuczki. Michor zapomniał o swoich specjalnych zasadach dotyczących zasadzek!
Amerykanie podzielili armię na oddziały szturmujące na prawej flance. Na przedzie trzy oddziały Marines, za nimi Inżynierowie oraz Dowództwo.
Na lewej flance usytuowały się oddziały wsparcia. Na górce kolejno Obserwator Moździerza, Karabin Maszynowy, i czwarty oddział Marines. Z tyłu bezpiecznie, poza polem ostrzału Moździerz.
W krzakach u podnóża wzniesienia, ukryli się Lekkie działo Przeciwpancerne i Obserwator Lotnictwa. Drużyna Snajperska i drugi Karabin Maszynowy zajęli krzaki bliżej środka stołu.
I zaczęła się tura pierwsza. Prawa flanka rzuciła się do natarcia. Celem było zajęcie wzniesienia na środku stołu, skąd można by przeprowadzić szturm budynku z celem misji. Jeden z oddziałów wysunął się jednak za daleko.
I został ostrzelany przez pierwszą falę posiłków japońskich, wchodzących spoza stołu. Oddział dziesięciu spadochroniarzy rzucił się do przodu, próbując zająć jak najlepszą pozycję. A dwa pozostałe oddziały skorzystały z okazji i mocno ostrzelały, wystawiony oddział Amerykanów.
W międzyczasie lewa flanka prowadziła ostrą wymianę ognia. Jednak kombinacja dalekiego zasięgu i osłon sprawiła, że ogień obu stron był wyjątkowo nieskuteczny. Japoński obserwator wezwał nalot lotniczy na oddział Marines na górce. Natomiast amerykański obserwator zbytnio bał się japońskich snajperów i niestety nie miał żadnych wrogów w polu widzenia. Zmarnował więc całą turę wychodząc na pozycję. I tak zakończyła się tura pierwsza.
Tura druga to dalsze posiłki dla Japończyków. I ostra walka o wzgórze w centrum stołu. Oboje wiedzieliśmy, że to wzniesienie będzie kluczowe dla zajęcia celu misji. I tu po raz pierwszy zawiódł mnie jeden z oddziałów. Bardzo liczyłem, że zatkam nim dziurę w centrum stołu, jednak po wydaniu rozkazu, żołnierze padli plackiem na ziemię. Będąc ciągle ostrzeliwani przez Japończyków nie wytrzymali presji. Michor skrócił zasięg poruszając się do przodu. Na stół weszły dalsze oddziały japońskie. Pojawił się miotacz ognia, lekki moździerz i działo przeciwpancerne.
Malutka dygresja - skąd w ogóle wzięły się te działa. Otóż ani ja ani Michor nie wiedzieliśmy jakie zakupy zrobiła druga strona, od czasu naszej ostatniej rozgrywki. I oboje nieśmiało przeczuwaliśmy, że ta druga strona zaopatrzyła się w czołg! Więc oboje stwierdziliśmy, że lepiej się ubezpieczyć i zainwestować w chociaż jedno działo przeciwpancerne. Wracam do rozgrywki.
Prawa flanka została ostrzelana przez przelatującego w pobliżu japońskiego Zero. Kilku Marines padło martwych na ziemię. Dodatkowo oddział grenadierów wstrzelił się w pozycję amerykańskich snajperów - zabijając obu. W ramach odwetu amerykański obserwator namierzył pozycję japońskich snajperów i przekazał ją do samolotów walczących w powietrzu.
Jednak główne starcie przebiegało w środku stołu. Wysłałem jeden z oddziałów Marines do zaskakującego ataku na flankę Grenadierów. Atak powiódł się. Kilku zaskoczonych Japończyków padło trupem.
Tura trzecia. Rozpoczęła się od nalotu powietrznego - tym razem amerykańskiego. Japońscy Snajperzy zostali skoszeni przez przelatującego Wildcata. W międzyczasie, oddział Japońskich Spadochroniarzy, niebezpiecznie zbliżył się do pozycji amerykańskich! Napięcie wisiało w powietrzu. Czy Amerykanie zdążą ostrzelać Japończyków przed nieuchronną szarżą? Oboje czekaliśmy jaka pierwsza kostka pojawi się z kubełka... Była czarna -japońska! Liczyłem jeszcze na nieudany rzut Michora na wydanie rozkazu. Jednak przeliczyłem się. Podoficer wyciągnął katanę, wrzasnął "BANZAI!" – Japończycy z automatu zdają takie rozkazy.
I Spadochroniarze rzucili się do ataku! Potoczyły się kostki. Na jednej wypadła 4, reszta to same jedynki dwójki i trójki. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Po wyciągnięciu czarnej kostki, planowałem raczej kontruderzenie, na szturmujących Japończyków. Inżynierowie odpalili już miotacz ognia. A tu taka niespodzianka! Rzuciłem kościami - prawie same piątki i szóstki! Amerykanie nie dość że utrzymali pozycje to jeszcze wyeliminowali pełny oddział japońskich weteranów! Nie wierząc własnemu szczęściu, w przypływie adrenaliny, oddział Marines postanowił wykorzystać sytuację, i przesadnie odważnym atakiem, wyeliminować kolejne ogromne zagrożenie – japoński miotacz ognia. Jednak szczęścia starczyło tylko na jedną potyczkę. Marines wybiegli i nie trafili ani razu z bliskiej odległości! Obsługa miotacza poderwała się do ataku i spopieliła biednych Amerykanów.
Kolejna kostka była czerwona - amerykańska. Postanowiłem dokończyć to co zacząłem w poprzedniej turze na środku stołu i wyeliminować japońskich Grenadierów. Marines ruszyli naprzód, bezlitośnie zabijając jednego Japończyka za drugim. Ostatni żywy Grenadier krzyknął "BANZAI!". Wolał śmierć niż dyshonor.
Napięcie sięgnęło zenitu, i w tym momencie tradycyjnie wysiadł mi aparat!!! Muszę przeprowadzić z żoną poważną rozmowę w tym temacie. A do listy zadań przed - rozgrywkowych dodać dodatkowy punkt: "ZAŁADOWAĆ BATERIĘ APARATU!!!". Na szczęście sytuację trochę uratował Michor i zrobił kilka zdjęć swoją komórką. Tak więc w tym miejscu zmienia się perspektywa zdjęć - przechodzimy na drugą stroną stołu. Wracamy do pola bitwy.
Na prawej flance Michor bezlitosnym, połączonym ostrzałem japońskich Spadochroniarzy i Karabinu Maszynowego z budynku, wyeliminował cały oddział amerykańskich Inżynierów. Sytuacja zaczęła wyglądać ponuro dla Amerykanów. I w tym momencie amerykański First Lieutenant postanowił wziąć sprawy w swoje ręce! Poderwał do walki przygwożdżony oddział, który zajął pozycje obronną za kamieniem. A sam wraz ze swoimi biegaczami rzucił się do walki. Ostrzelali japoński miotacz ognia, zabijając obsługę na miejscu.
Japończycy postanowili przerwać dobrą passę oficera. I Skoncentrowali na nim ogień. Po pierwszej salwie zginął jeden z biegaczy. Amerykaninem zainteresował się nawet sam Rikugun Chui, i strzelając z pistoletu wyciągnął swoją wierną katanę szykując się do ostatecznego starcia. Reszta ognia okazała się nieskuteczna i Dowódca sił amerykańskich szykował się do kontrnatarcia.
Tura czwarta rozpoczęła się niczym w amerykańskich filmach. First Lieutenant wraz z towarzyszem krzycząc obelgi w stronę Japończyków, poderwali się spod ostrzału. Wciskając spust swoich Tompsonów do oporu, rzucili się na japońskiego dowódcę! Rzuciłem kośćmi… Wypadły dwie piątki! Rikugun Chui padł martwy na ziemię! Zwycięstwo było blisko.
A zarazem dość daleko. Moja lewa flanka, już w poprzedniej turze, rzuciła się biegiem do przodu aby wykorzystać lukę w szeregach Japończyków powstałą po wyeliminowaniu oddziału grenadierów. Jednak oddział Marines, który dokonał rzezi, nieopatrznie wystawił się na ostrzał lekkiego działa przeciwpancernego. Działo trafiało raz za razem, zabijając kilku chłopców i przygważdżając ich ogniem.
Pozostałe oddziały szykowały się do szturmu na budynek z celem misji, obsadzony przez Karabin Maszynowy. Moje działo przeciwpancerne i moździerz kilka tur z rzędu, bezskutecznie ostrzeliwało pozycję japońskiego Karabinu Maszynowego. Moździerz raz nawet uzyskał bezpośrednie trafienie, lecz pocisk przebił się przez lichą bambusową podłogę i wybuchł piętro niżej. Stwierdziłem, że trzeba będzie wyciągnąć ich bezpośrednim szturmem!
Tura piąta. Na środku wszystko było gotowe do szturmu. Marines zajęli pozycję na parterze budynku. Reszta oddziałów ostrzeliwała pozostałe siły Japońskie. First Lieutenant chciał chyba zapracować na Oskara, bo niczym Tom Hanks, poprowadził ostatni oddział Marines na prawej flance i wspólnym ogniem zniszczyli przedostatni oddział japońskich spadochroniarzy. Wtem od ognia Japończyków poległ jego ostatni towarzysz, i jak w dobrym filmie „Tom” stojąc na wzgórzu prowadził swoich ludzi… gdy nagle pocisk z japońskiego działa trafił prosto pod jego nogi! Zamarłem… W panice szukałem jeszcze jakiegoś modyfikatora aby odwlec nieuniknione… Dym po wystrzale opadł, a „Tom” stał dalej niewzruszony. Michor rzucił za mało aby go zabić.
Tura szósta. Marines skutecznie oczyścili piętro budynku, i już świętowali zwycięstwo, gdy ostatni oddział IJA Teishin Shudan Paratroopers, krzycząc w niebogłosy, nie chcąc pogodzić się z porażką, wbiegł na niebroniony parter budynku! Japończycy zabarykadowali się w środku. Obstawili wszystkie wejścia i było już zbyt późno, aby ich stamtąd wyciągnąć. Amerykanie stracili jeszcze jeden oddział, który szturmem próbował odzyskać panowanie nad budynkiem. I bitwa dobiegła końca!
Remis. Amerykanie nie zdołali wyprzeć Japończyków z zajmowanych przez nich pozycji. Michor zagrał naprawdę dobrze i szczerze powiedziawszy to jemu należało się zwycięstwo. Ale dzięki mojemu niebywałemu szczęściu, ledwo obronił remis. Pole bitwy to jednak nie tylko strategia i taktyka, szczęście też się liczy! A tym razem Pani Fortuna była po mojej stronie.
Zrobiłem kilka karygodnych błędów. Jak na przykład wystawienie obserwatora tak, że w pierwszej turze nie miał nikogo w polu widzenia! Przez to nigdy nie wykorzystałem drugiego nalotu. Albo wybiegnięcie oddziałem Marines prosto pod lufę działa przeciwpancernego. Chowając się za budynek też miałbym wroga w zasięgu, a sam nie wystawiłbym się na ostrzał. Zostawienie inżynierów bez osłony na jedną turę, która wystarczyła Michorowi aby wyeliminować ten oddział też nie była najlepszym pomysłem. No i największy z błędów. Pozostawienie nieobstawionego parteru budynku. Gdybym wlazł tam jakimś oddziałem, przynajmniej miałbym szansę odeprzeć ostatni atak Japończyków, a tak Michor złapał mnie z opuszczonymi gaciami!
Zrobiłem też kilka rzeczy dobrze. Atak od flanki na grenadierów w środku stołu chyba zaskoczyło Michora, bo minę miał nie tęgą. Skoncentrowanie ataku na jedną flankę też wydaje mi się dobrym pomysłem. Niesamowity performance oficera… a nie, to już kwestia szczęścia była. :-)
Mam nadzieję że bitwa i relacja Wam się podobała. Bo mnie bitwa sprawiła ogromną radość. Do zobaczenia następnym razem.
Pozdrawiam!
Panowie domalować i wpaść na Krakowski Grunwald. Czas wyjrzeć z piwnicy i poznać innych dziwaków grających w kolorowe ludziki :)
OdpowiedzUsuń