czwartek, 10 września 2015

Zajawka to wredna suka - starcia myśliwców.

Heyka!



Zajawka to wredna suka. Siada ci taka na mózg i zejść nie chce. Choć rozsądek i wszystkie zmysły mówią ci STOP!  Choćby cały świat mówił ci, że to nie ma sensu. Że to się nie uda! Przecież wszystko wskazuje, że to będzie klapa, że nikt tego nie chce!
Ale zajawka to stara ściemniara. Przysiądzie ci taka na skraju świadomości. Ty już myślisz, że ją zdusiłeś, a ona nagle wyskakuje znienacka ze zdwojoną siłą. Mieliście kiedyś coś takiego?
Mnie siedzi właśnie jedna w głowie. Co jakiś czas wyskakuje i woła! „ZREALIZUJ MNIE” przecież wiesz, że będzie fajnie. Tak właśnie kupiliśmy armie do Epica z Majkim. Tak właśnie kupiłem figurki do X-winga. A teraz siedzi mi w głowie nowa zajawka. A imię jej „Piekło na Pacyfiku” i jej mniejszy braciszek „Kryptonim Lew Morski”.

 
O co chodzi zapytacie? To opowiem Wam bajkę:
Ano dawno dawno temu, w krainie piwem i winem płynącej, Nową Hutą nazywanej, żył sobie chłopczyk, co strasznie lubił gry planszowe, bo bitewnych jeszcze nie znał. :-) Jeździł sobie ten chłopczyk do miasta wielkiego, Krakowem nazywanego. Do podziemi tajemniczych gdzie Centrum Gier się znajdowało. Wynalazek jakiś diabelski to był i gry jakieś dziwaczne, bo chińczyka tam nie mieli, o warcabach nie słyszeli. A i gry prawdziwie dziwaczne były, bo i z wydawnictwa MAG pochodziły.  Fantastyką gry te ociekały. A między nimi NOVINA  się znalazła. A z wydawnictwa tego, dwie gry szczególnie chłopczykowi się spodobały. „Kryptonimem lew morski” i „Piekłem na Pacyfiku” nazywanymi. A o powietrznych starciach myśliwców traktującymi. I kupił sobie chłopiec ten obie te gry, i dużo radości mu dały. A że podrósł trochę i w bitewniaki wsiąknął to i zapomniane zostały. Ale nie do końca…

 
I tu właśnie włącza się zajawka. Bo jakże tu tak w dwudziestym pierwszym wieku to zwykłych planszówek wracać? Jakże tu tak kartoniki na planszy poruszać? A może by tak więcej coś? I ostatnio, nieopatrznie, przemierzając odmęty sklepu zabawkowego, wraz ze swoim synkiem, zbłądziłem do sekcji modelarskiej. Nie spodziewałem się niczego szczególnego, gdyż sklep to wyjątkowo zabawkowy, zdecydowanie nie modelarski był. Ale w oko wpadły mi modele Revella - Micro Wings.  I to na przecenie. Poniżej 10 zł za model. I niestety zapaliła się żarówka! Zajawka wskoczyła na miejsce.  A może by tak kupić parę takich modeli w skali 1:144 i przerobić odrobinę zasady? WOW to jest to! Zasady są! Modele są! BIERZ TO!!! Wołała zajawka.


- Hola hola! Zawołał rozsądek. A z kim będziesz w to grał?
- Nieważne - warknęła zajawka.
- Ale tu zaledwie parę typów myśliwców leży. A co z resztą modeli? - Przekonywał rozum.
- Nieważne, znajdzie się. - Zajawka nie była już taka pewna.
- Zasady są, ale czy do tej skali będą pasować? - Rozsądek nie dawał za wygraną.
Zajawka obraziła się na nich. Pokazała język. A żeby im na złość zrobić kupiła elektryczny tor wyścigowy dla samochodzików!!! CO?
Właśnie! Tor wyścigowy! Przynajmniej się z dzieckiem pobawię. Ale tor jest Mój!
Dobra wracając do Zajawki. Poszedłem do domu. Odpaliłem internet. I oczywiście wszystkie moje obawy dotyczące reszty modeli potwierdziły się od razu. Widać modele nacji, które przegrały wojnę nie sprzedają się najlepiej bo, żeby długo nie pisać - po prostu ich nie ma!
I co zostało z zajawki na dzień dzisiejszy? Ano tyle, że mam straszną ochotę wprowadzić to w życie ale...
Albo będzie to w mocno okrojonej wersji, tzn skupienie się jedynie na Bitwie o Anglię i myśliwcach biorących w niej udział. Pomijając całkowicie bombowce. Ten scenariusz można zrealizować od ręki, i to niedużym kosztem! Powiem więcej można rozszerzyć wtedy grę na późniejsze etapy wojny i pobawić się na kontynencie w starcia Amerykanów vs Niemcy. Figurki są! 
Albo wydam nieograniczone pokłady pieniędzy szukając i przepłacając za modele, których bym jeszcze potrzebował.
Inna możliwość to skala 1:72 - drożej ale praktycznie wszystko można dostać. Jednak wydaje mi się , że w tej skali nie będzie to dobrze na stole wyglądało. Ze względu na ograniczone miejsce. W końcu latamy w piwnicy a nie na sali gimnastycznej.
Piekło na Pacyfiku to kolejna możliwość. Ale tutaj też jest problem z Japończykami. Bo oczywiście Amerykanów można kupić na kopy za grosze!




A Wy moi mili czytacze? Co myślicie o tym szalonym pomyśle? Spróbuje mnie ktoś przekonać żebym dał sobie spokój? A może zainteresowałem kogoś, swoim pomysłem? Czekam na jakikolwiek odzew. Jeżeli ktoś jest zainteresowany to mogę poświęcić jeszcze trochę czasu i opisać zasady starć, które mam na myśli.
Tyle na dzisiaj. Pozdrawiam serdecznie. I czytajcie mnie dalej, bo w przygotowaniu kolejny battlereport. Tym razem WH40K.

Pozdrawiam.

7 komentarzy:

  1. Challenge Accepted!!!
    Którą stronę wybierasz?
    Latasz Spitfire-em czy Messerschmitt-em?

    OdpowiedzUsuń
  2. Skala 1:144 i raczej celu w Revella micro wings, kosztują koło 10 zł a mają podstawki, które będę chciał wykorzystać w zasadach

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetny pomysł.
    Nie chodzi o granie tylko o sam fakt realizacji pomysłu przecież hehe. Ja mam drużynę do bloodbowla i buduję właśnie wielki stadion a nie mam z kim grać hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heyka
      Widzę, że mnie rozumiesz ;-)
      A jeżeli chodzi o blood bowla mamy tu takiego maniaka, co kupił sobie oryginalne wydanie i szuka naiwnego do gry :-) Pozdro Majki.
      Może uda się zrobić z tego jakiś raporcik na bloga.

      Usuń
  4. A nie myślałeś o Wings Of Glory w wersji drugowojennej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heyka
      Jasne, że myślałem. Ale... Cały pomysł to raczej wycieczka sentymentalna niż konkretna potrzeba nowego bitewniaka w mojej kolekcji. Poza tym koszt mnie stopuje. Za cenę jednego modelu do Wings of Glory mam co najmniej pięć Microwings Revella.

      Usuń