sobota, 4 lutego 2017

Teraz Planszówki!

Heyka!
Pamiętacie taką zabawę przedszkolną?

„Kolana były ? - były!
łokcie były? - były!
to teraz ramiona!
Tańczymy labada labada, labada,
Tańczymy labada, małego walczyka…”

Pewnie że pamiętacie! To ja teraz zapytam:

Bitewniaki były? - były!
RPGi były? – były!
To teraz PLANSZÓWKI!!!




Skąd planszówki? Ano jak przekonaliśmy się ostatnio we własnym gronie – osobie pracującej, ciężko znaleźć czasami wolny wieczór, który mógłby poświęcić na zagranie z kolegami. A znalezienie wspólnego, wolnego wieczoru dla grupy sześciu czy siedmiu osób jest po prostu niewykonalne!
I tak, pomysł na kontynuowanie kampanii RPG, którą opisywałem w poprzednim poście legł niczym Goliat trafiony pociskiem Dawida.
Przetestowaliśmy (na ostro) spotkanie w knajpie – wyszło wspaniale, ale niewiele pamiętam z tamtego wieczoru… Pamiętam tylko że testowaliśmy po kolei – metodycznie – wszystkie drinki z menu… A jak wybór się skończył, kazaliśmy barmanowi wymyślać nowe!
Ech powiem tylko, że żona nie była zachwycona następnego dnia. Na szczęście byliśmy umówieni ze znajomymi z przedszkola młodego. Więc, nic nie mówiąc, widząc że nie podołam, zabrała dziecko i nie było ich pół dnia – a ja mogłem powoli dochodzić do siebie… Złota kobieta! :-)
Taaak. Knajpa - fajna rzecz - ale drogo i niezbyt dobra dla zdrowia, i spokoju małżeńskiego. Zebrać ludzi w jednym terminie – nie podoła. Pozostaje znaleźć coś, co można rozegrać z przyjemnością w jeden wieczór. Znacie coś takiego?



Planszówki.
Mieliśmy już mały romans z planszówkami. Na pierwszy ogień poszedł Zombiecide - Dark Plague. Jako wytrawni gracze złamaliśmy grę już za drugim podejściem! Ale o tym kiedy indziej…

A dzisiaj - Relic FFG, bo o nim będę pisał. To już dość leciwa gierka, ale wczorajszego wieczora miałem przyjemność(?) spotkać się z nim po raz pierwszy w swojej karierze.

Skąd pytajnik przy słowie przyjemność? A to już musicie przeczytać tekst do końca, żeby się tego dowiedzieć, bo zacznę od plusów.


 A pierwszy - największy plus jest taki, że gierka wydana jest na najwyższym poziomie. Piękne grafiki. Figurki – popiersia – dla każdego gracza. Mnóstwo żetonów z twardego kartonu. Obrotowe znaczniki cech dla graczy. Składana plansza z grubego kartonu. No po prostu uczta dla oka. Feeria wzorów i barw. Kilkadziesiąt (kilkaset?) kart w różnych taliach. No po prostu cud miód i orzeszki. Wszystko czego można by było wymagać od gry planszowej - jest!
Znajomy o dźwięcznej ksywie LOBO... (mała dygresja – anegdotka: Lobo siedzi już w pomieszczeniu gdzie graliśmy przychodzi Werter z Tagarem. Wert przedstawia Tagara: „TAGAR – LOBO – LOBO – TAGAR”. Na co chłopaki podają sobie ręce i jeden skromnie mówi: „Pioterk” a drugi odpowiada: „Bartek”… Tia i tyle z ksywek i secret identity… Jakbym widział Supermana z Batmanem – „Clark? – Mów mi Bruce” ) :-)

Dobra wracam do tematu. Lobo zakupił oba wydane zestawy dodatkowe, więc oprócz Terminatora Space Marines, Rouge Tradera i innych agentów Imperium mieliśmy okazję przetestować Berserkera Khorna i Obiekt X – Tyranidzkiego lidera roju genokradów.




Drugi plus – zasady. Pamiętacie Magię i Miecz? Grę na licencji GW wydaną w dawnej Polsce. Jeżeli to czytacie to raczej pamiętacie. Więc jeżeli chodzi o zasady to:
Magia i Miecz = Talisman. A Relict to Talisman na mocnych sterydach! Zamiast jednej talii „przygód” mamy trzy talie do wyboru. (a z dodatkiem – cztery, a nawet pięć licząc Nemezis). Gracze wykonują indywidualne misje, zbiera się przynależności do różnych frakcji, rozbudowany został sposób rozwijania postaci. No po prostu wszystko jest takie samo - tylko lepsze i bardziej rozbudowane. Przy czym core to dalej stary, dobry MiM, więc grając po raz pierwszy, pomimo mnogości zasad nie czuliśmy się zagubieni.
Kolejny plus to świat w którym rozgrywa się gierka – to mroczne uniwersum 40 tysiąclecia z WARHAMMERA 40K. Jako wielki fan tego uniwersum (jeszcze do nie dawna, bo ostatnio wypadłem z obiegu, a wieści na temat nowych dodatków wyglądają niepokojąco - RIP Cadia) umieszczam tą cechę jako plus.   


A wady? No cóż. Do gry jako takiej nie mogę się przyczepić. Ale ja, osobiście, nie bawiłem się dobrze. Jak to? Zapytacie. Chwalisz grę jak burdelmama ulubioną dziewczynę a teraz, że nie bawiłeś się dobrze? Ano tak to, że gra pierwotnie została zaprojektowana na 4 osoby max… A my graliśmy w siedem! Czekanie na swoją kolejkę to czysta nuda. Przy czterech graczach to oczekiwanie jest dużo krótsze - ergo mniej nudy. Ale tutaj grałem postacią, która nie mogła nic robić w fazie przeciwnika, więc dopóki nikt nie walczył z Tyranidami, to po prostu było mi wszystko jedno kto, gdzie, i z kim.
Następna wada. Gra jest czysto losowa. Zero taktyki zero strategii – rzucasz kostką i patrzysz co wypadło. Poturlałeś dobrze - gratulacje! Kostki cię dzisiaj nie lubią? Lepiej idź do domu. Bo nic nie ugrasz. Niby gracze jakaś tam taktykę mogą opracować – różne kolory tali przygód sprawiają, że można w pewnym ograniczonym stopniu kontrolować jak się gra. Ale ja grałem „Nemezis”. Gdzie nie poszedłem, karty ciągnąłem z jednej talii.
Kolejna wada – postać, którą grałem. No właśnie– Osobnik X. Następna porażka. Niby fajna mechanika oparta na sianiu przeciwników dla graczy po całej planszy… Ale przy tylu graczach, raz za razem traciłem wojowników roju, a dobiło mnie, gdy jeden z graczy pociągnął kartę „Burza Osnowy” usuwającą wszystkie karty ze stołu – w tym wszystkich moich sojuszników! Dodam tylko że Obiekt X nie ma żadnych przedmiotów a siłę czerpie tylko z rosnącego w siłę roju Tyranidów. Jedna karta i reset postaci!
Następna sprawa - jej rozwój. Inni gracze muszą usprawniać swoje postacie, żeby na końcu zmierzyć się z wyzwaniami strefy wewnętrznej. A ja – żeby wygrać potrzebowałem zbierać punkty niesławy, które w żaden sposób nie poprawiały mojej postaci. A gra często stawia cię przed wyborem: Ulepsz swoją postać albo dostań punkt niesławy.
Tak, tylko żeby dostawać te punkty, tą postacią musisz atakować innych graczy, a żeby ich atakować musisz się rozwijać równie szybko co oni bo nie dostaniesz następnych punktów… I koło się zamyka! A w ¾ gry, gdy już robi się interesująco – genokradzi porozstawiani na pozycjach rosną w siłę ktoś losuje jedną kartę i reset! Wracasz do punktu wyjścia. 



Jeszcze jedna wada, która niby powinna być zaletą. Dodatki! Tak, zwiększają możliwości gry, dodają nowe opcje, nowe karty, nowe postacie. Ale... Dramatycznie wydłużają czas rozgrywki. Znacie to z MiMa? Mija właśnie piąta godzina grania, a jedna postać utknęła w „Jaskini”, druga stara się o profesje Arcymaga w „Mieście”, trzecia siedzi w „Kosmicznej Otchłani”. I nikt nie pamięta nawet że pierwotnym celem była Korona Władzy. I podobną sytuacje mieliśmy z Relictem. Zaczęliśmy o dwudziestej… O północy, nikt nie był nawet bliski przejścia do strefy wewnętrznej! Jedynie Tagar wykazywał jakąkolwiek ochotę na wygranie rozgrywki, a reszta graczy nawet nie raczyła wejść do strefy środkowej. Większość snuła się bez celu gdzieś po halach Świętej Tery. No i zmusiliśmy Tagara żeby wygrał :-) Gra w której musisz zmusić jednego z graczy żeby wygrał? No właśnie! 

Na szczęście dopisało towarzystwo! Chłopaki jak zwykle nie zawiedli, w pewnym momencie już bolał mnie brzuch, od ciągłych salw śmiechu. Lepsza kiepska gra w doborowym towarzystwie niż najlepsza gra z kiepskimi partnerami! I dlatego właśnie nigdy nie chodzę na żadne turnieje :-) Ci co chodzą wiedzą o co chodzi…
Słówko podsumowania i znikam. Gra, jako pretekst do spotkania i zagrania, nadaje się jak najbardziej. Jest pięknie wydana i ma przemyślane zasady. Jednak bardziej wymagającego gracza odrzuci po pewnym czasie jej całkowita losowość. No i nie mogę jej polecić do grania w większej grupie. Pierwotny limit – cztery osoby max, nie powstał bez powodu. Tyle w temacie RELICTA.

Macie może do polecenia jakieś gry dla 6+ graczy? Planujemy przyjrzeć się Batllestar Galactica i Grze o Tron. Ale może ktoś poleci coś innego w komentarzach?

Pozdrawiam Narka!

4 komentarze:

  1. Gierka faktycznie super wydana. Mnie w rozgrywce zabrakło tego co bardzo podoba mi się w zombiakach tj współpracy pomiędzy graczami w osiąganiu celu i pokonywaniu wspólnego wroga. Nie mniej bardzo udany wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z planszówek na większą ilość graczy polecam cyklady, spartakusa i new angeles -o ile dobrze pamiętam spartakus na 6ciu graczy mozliwy jest chyba dopiero z dodatkiem, podobnie chyba cyklady. Wszystkie gry dzięki mechanikom licytacji czy targowania się graczy o wzajemne wsparcie sprzyjają interakcji między graczami -wbijaniu noży w plecy, cynicznym składanou obietnic, których nie ma zamiaru się dotrzymać, czy wzajmnej interesownej pomocy w zmaganiach -tak długo, jak nie padnie lepsza ofertach -myślę, że powinny Ci się spodobać
    Pozdrawiam
    Dumny Puchacz

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie polecam z powyższych spartacusa. Ma bardzo proste i intuicyjne zasady, a dodatkowo jest bardzo interaktywny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajna recenzja - zapewne nie zagram hehe.
    A mnie się bardzo podoba "Gra o Tron" - bardzo fajna interakcja i jest ciekawa. Gram sporadycznie ale dzięki temu za każdym razem jest dla mnie jak "nowa" :)

    Lubię też UFO ... ale to też dla 4 zawodników max.

    OdpowiedzUsuń