niedziela, 12 lutego 2017

TALISMAN - Rodzinnie

Heyka!

Blog powoli zmienia się z bitewnego na planszowy. Ale co mi tam. Skoro ostatnio więcej gram w planszówki to niech tak będzie!
Na wstępie chciałbym jeszcze podziękować wszystkim, którzy dodali swoje komentarze pod ostatnimi postami. Każdy wpis mobilizuje mnie do dalszych publikacji, więc jeżeli podoba Ci się to co widzisz, to zachęcam do zostawienia po sobie śladu w komentarzach. A jeżeli coś Ci się nie podoba, to i krytyka jest mile widziana. Nie da się poprawić bloga, jeżeli wszyscy tylko cię chwalą.

A z innej parafii, to pojawił się komentarz pod postem do Epica 40K który publikowałem jakieś dwa lata temu. Komentarz trochę spóźniony, ale napisałem do Majkiego:

"Hey! Dostaliśmy komentarz pod naszą bitwą w EPICA
Koleś się spóźnił jakieś dwa lata...
Dwa lata? Hmmm może pora żeby odkurzyć figurki?
Co ty na to? Częstotliwość - raz na dwa lata - brzmi EPICKO!!! :-)
Prawda?"

Majki odpisał:

"Widziałem i powiem tyle: Wchodzę w to. Jest tylko kwestia terminu."

Więc jest nadzieja na nowy wpis w tym temacie. Tak, że - dzięki AZ. :-)

A teraz pora wrócić do dzisiejszego tematu. TALISMAN!
Środek zimy. Pogoda nas nie rozpieszcza. Dziecko chore. Smog za oknem. Leniwe popołudnie. Wyjść się nie da bo zapalenie ucha to nie przelewki. Co tu robić? A może zerknąć na szafę i zobaczyć co tam zalega pod grubą warstwą kurzu. Szukam, szukam, aż znalazłem - TALISMAN. Ale czy nie za trudne? Na pudełku napisali "AGE NINE TO ADULT" a młody ma dopiero pięć lat. I to jeszcze wersja angielskojęzyczna!
Dobrze, że młody nie umie jeszcze czytać :-) 


Rozkładamy grę!
Ok - nie wiem jak to napisać, bo ostatnio grałem z chłopakami w RELICTA, który pod każdym względem jest lepszy od TALISMANU. Bo i moja wersja to jedno ze starszych wydań (oczywiście nie to najstarsze - to jedno z wznowień). I nie mam żadnych figurek, jedynie kartonowe sylwetki postaci w plastikowych stojakach. I nie kupowałem żadnych dodatków - więc rozgrywka była dość uboga pod względem treści. Ale przez to, a może dzięki temu grało się DOSKONALE!!!


Każdy z rodzinki znalazł tu coś dla siebie. Bo i żona wyglądała na zadowoloną. Pomimo tego, że w grze nie szło jej najlepiej, i jako pierwsza pożegnała się ze swoją postacią początkową. Ale szybko wylosowała nową i kontynuowała rozgrywkę. Żona nie jest hard core-ową fanką fantasy ani tym bardziej gamer-ką. Raczej toleruje ten klimat niż go lubi, więc to, że TALISMAN nie jest osadzony w żadnym konkretnym świecie fantasy, jest dla niej dużą zaletą. Poziom skomplikowania zasad, też bardzo jej odpowiada. Nie jest zbyt skomplikowana i nie za prosta. Najbardziej podobał jej się poziom wydania gry. Doceniła piękną grafikę, solidność i jakość wykonania. 


Młody też cieszył się grą. Bardzo szybko załapał o co chodzi. I z pomocą rodziców dzielnie prowadził swojego Elfa do boju. Byłem zaskoczony jak dobrze odnalazł się w zasadach. Już po chwili wysunął się na prowadzenie. Najbardziej cieszyło go zbieranie złota i wydawanie go na rożne przedmioty dostępne u kupca i na markecie, który wylosował w jednym z lasów. Gdy ja biegałem zmieniony w ropuchę, żona - ledwo żywa - męczyła się z poltergeistem, młody wyposażony w zakupiony przez siebie miecz i tarczę, znalezioną zbroję zbierał fundusze na zakup muła, żeby upchnąć na nim coraz więcej przedmiotów.    


A ja? Ja znalazłem tu nutkę nostalgii. Tęsknoty za młodymi latami, gdzie każdą wolną chwilę spędzało się przy MAGI I MIECZU. Żona była zaskoczona, że z pamięci bez patrzenia mówiłem jaka szansa jest na zdobycie złota w tawernie i jakie ryzyko niesie ze sobą wchodzenie na skały. Nie dziwiła by się gdyby wiedziała ile czasu za młodu spędziłem przy tej grze...  


Żeby nie było za słodko - kilka wad na zakończenie. Po pierwsze - czas rozgrywki. Znowu to samo. Graliśmy bez dodatków, a mimo tego gra zajęła nam jakieś dwie godziny. Po tak długim czasie młody zdążył się już znudzić. Przeprowadził dwa ataki na krainę wewnętrzną, jednak gdy za drugim razem z kopalni wyszedł w tawernie (z krainy wewnętrznej do zewnętrznej) - zrezygnował z dalszej gry. I nie dziwię się mu. Pod koniec też już miałem dość. A nie nudziłem się tak jak przy RELICT-cie bo graliśmy tylko we trójkę i nie trzeba było długo czekać na swoją kolejkę. Napisałem "kilka wad" i "po pierwsze" ale po przemyśleniu i konsultacji z żoną i dzieckiem, doszliśmy do wniosku, że to właściwie jedyna wada rozgrywki.
Z drugiej strony gra, która potrafi utrzymać przy sobie ruchliwego pięciolatka na dwie godziny?!?!
Każdy kto ma kontakt z dziećmi uzna, że lepszej rekomendacji nie potrzeba!

"Super się podobało i były fajne postacie" - Marcinek.

Cóż można powiedzieć więcej... Kto zna - wie. Kto nie zna - niech lepiej kupi i zagra!

Pozdrawiam.

5 komentarzy:

  1. Ja z młodym grałem w descenta. Spokojnie ogarnął. Wiem że jest starszy ale Twojemu wystarczy że wybierzesz mu odpowiednie postacie. A później jak się wyprowadza dodatkowe umiejętności to ma jedną dodatkową zasadę na grę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny, sympatyczny raport. Tak właśnie wygląda rodzinne granie... A dwie godziny to i tak rekord szybkości przy takiej liczbie uczestników. Chyba nie zastanawialiście się zbyt długo nad ruchami ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moja wina, że tak rzadko wspominasz o tak dobrej grze ;). Polecam się na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łezka się w oku kręci Kusy. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. DOkładnie łezka się w oku kręci, jak by nie patrzeć to ta gra wprowadzała nas w świat gier fantasy i pokazała, że istnieje coś innego niż chińczyk

    OdpowiedzUsuń