piątek, 14 sierpnia 2015

RPG BABY!!!



Heyka!


 Zanim ochoczo zabiorę się do bardziej ambitnych planów z poprzedniego posta, odrobina RPG!
Właśnie, nie przewidziało Wam się. RPG!!! BABY!!!



Gdy kilka tygodni temu Werter rzucił hasło „A może by tak zagrać w RPGa?” uśmiechnąłem się tylko z politowaniem. Ale pomysł z czasem nabierał kształtów i rumieńców. Nie mogę powiedzieć, że wszystko poszło jak po maśle, ale efekt jest taki, że jesteśmy już po pierwszej sesji.
 Prawdopodobnie za sukcesem pomysłu Wertera stało to, że odwołał się do absolutnej klasyki. Czyli do naszego pierwszego prawdziwego systemu RPG. Czyli do Warhammera pierwszej edycji. System napakowany wadami jak porządny sernik rodzynkami, ale jednak pierwszy.



Muszę mu przyznać, że zagrał na właściwej nucie.
Niczym Indiana Jones udałem się do piwnicy i zacząłem grzebać w najstarszych pokładach fantastyki. Po przekopaniu się przez odmęty piwnicy i odkurzeniu woluminu w czarnym segregatorze, byłem gotów odświeżyć sobie pamięć. Muszę Wam powiedzieć, że lektura podręcznika po tak długim czasie przypominała spotkanie ze starym znajomym, którego nie widziałem już chyba z 15 lat! Od razu przypomniałem sobie ile godzin spędziłem myszkując po tej księdze, a wyobraźnia pobudzona  tym spotkaniem zaczęła pracować na najwyższych obrotach. Siadłem do klawiatury i zacząłem pisać historię postaci. W międzyczasie otwarłem ogromne pokłady Internetu i zacząłem wyszukiwać grafiki, które nadawałyby się na ewentualnych bohaterów do gry. W ten sposób powstał nowy katalog na pulpicie „LISTY GOŃCZE”. Pomysłów miałem sporo. Jako, że ostatnio w ucho wpadła mi jakaś szanta, na początek postanowiłem zostać piratem. Ale potem przypomniałem sobie ostatni film z serii Piratów z Karaibów i jak nisko można upaść w tej tematyce, i zmieniłem koncepcję na uczciwego banitę. Zresztą efekty poczytajcie sami!

Cicho… Cicho… Mówię ZAMKNIJ KURWA MORDĘ! Rzuć broń!
Czujesz ten wichajster na plecach? To ostatnia pamiątka po moim tatusiu. Bo widzisz mój tatuś był rzeźnikiem, i to nie byle jakim! Sam Hrabia mięso u niego zamawiał. A tego wichajstra używał do zażynania świń!
Dobra otwórz drzwi, wchodź do środka. Pięknie. Teraz pod ścianę! I cicho! Słyszę konie…
Słyszysz? Właśnie! Patrol przejechał, a ty byłeś cicho. Dobrze to o tobie świadczy, pożyjesz jeszcze trochę…
Ale wracając do tematu… Bo wiesz taką świnie to wcale nie tak łatwo zabić. Pewnie - niektórzy walą świninę w łeb wielkim młotem. Ale czasem gorzej trafisz i świnia wierzga jak oszalała… W końcu trudno się jej dziwić – walczy o życie. Wiesz? Świnie to całkiem mądre zwierzaki są, nie to co ludzie… Jak taką świnię źle trafisz młotem to strasznie wierzga a co gorsza strasznie się denerwuje. A potem tym strachem mięso przechodzi i gorzej smakuje. Ale tatuś był mądry i  miał na to sposób… brał taką świnię ze sobą. Prowadził spokojnie, mówił do niej cały czas, nawet czasem pogłaskał po ryjku. I jak widział, że świnia jest spokojna… CIACH! Wichajster prosto w serce!  Zanim świnia się zorientowała było już po wszystkim!
Nie bój się. Przecież widzę jak na mnie patrzysz. Przecież cię nie zjem! Wali mnie jak będzie smakowała twoja padlina. Dziś jest twój szczęśliwy dzień bo jedyne czego od ciebie potrzebuję to twoje ubranie. A Ty założysz moje. Jak masz na imię? Klaus… ładnie, podoba mi się. A nazwisko? Kohler? Mów głośniej!  Czyli Klaus Kohler? A skąd pochodzisz? Witenberg?... Nie słyszałem. No dalej rozdziewaj się! Do gołego! Spodnie też… Ja mam na imię Otto. Otto Metzger, po tatusiu.
I jak pewnie się już domyśliłeś należę do bandy RUDYCH KIT! Bogowie! Rude kity! Kto wymyśla taką nazwę dla bandy? I jeszcze te stroje. Kurwa od początku mówiłem, że to kurewsko kiepski pomysł z tymi strojami. Przecież na milę widać, że z bandy pierdolonych RUDYCH KIT. Ale nie! Kurwa! Zachciało się szefowi rewolucji to teraz ma! Jak mu drąga do dupy będą wpychać to se przynajmniej może trochę tych haseł pokrzyczeć. Egalite fraternite liberte… bo to Bretończyk był… Wiedziałeś?
A ja uczciwie rabować tylko chciałem… wiesz? Bo wszystko się spierdoliło dobre pięć lat temu.
Jak mówiłem wcześniej ojciec był rzeźnikiem u Hrabiego. Ale Hrabia wdał się w wojenkę, i chuj przegrał! A jak przegrał to przyjechał podjazd i zaczął palić gwałcić i rabować. A że dwie piękne siostry miałem to się od razu za ich dupcenie wzięli. No i tatko wypadł na nich ze swoim tasakiem i wichajstrem. Załatwił dwóch zanim go zaszlachtali! Tak mi sąsiedzi mówili bo jedyne co znalazłem w pogorzelisku po tatku i siostrach to ten jego wichajster.  A gdzie ja byłem wtedy zapytasz? Ano w lasach siedziałem bo jak nas wojska barona pod brodem rozbiły to w las spierdalaliśmy. Bo wiesz? Jak ten ostatni kiep się do armii Hrabiego zaciągnąłem! Uwierzysz? Ja w armii! Tyle tylko że krótka to była służba. Dali mi pikę. A może to była kopia? Kurwa nie pamiętam! Sierżant kazał zaostrzone we wroga skierować i kuć puki się rusza, a jak przestanie to skierować w następnego. Powtarzać do wyczerpania wrogów. Kumasz? Takiego słownictwa używał! A ja co trzecie słowo rozumiałem może. Te komendy to jakiś sekretny język chyba. I tyle tego treningu było. I poszliśmy. Za Hrabiego! Ech młody, głupi byłem. Lat pewnie tyle co ty miałem. No i dali nam łupnia pod brodem…
Dobra a teraz zakładaj moje ciuchy. I słuchaj dalej bo mnie na gadane zebrało…
Ze mną w szeregu był taki chłopak z sąsiedztwa. Stał koło mnie tyle co ty tutaj stoisz. Padła komenda: FRONTEM DO BRODU! A ja się kurwa zastanawiałem co to znaczy frontem! Ustawiliśmy się jako tako gdy nagle z za wzgórza wyjechała konnica barona. Widziałeś kiedyś Imperialną Konnicę? Piękna sprawa… Tyle że tym razem to ja byłem po drugiej stronie. Ścieli nas jak kłosy zboża na żniwa. Chłopak koło mnie stracił głowę. Rozumiesz? Dosłownie stracił głowę! Przejeżdżający rycerz  ściął ją jednym cięciem. I wyobraź to sobie głowa poleciała prosto na mnie! Oblała mnie juchą od stóp do głów. I tyle mnie widzieli na tym polu bitwy. Jak bóg mi świadkiem jak jeszcze kiedyś znajdę się na polu bitewnym to sam się na swój miecz nadzieję – będzie szybciej i lżej! No i poszliśmy w lasy. Było przejebane! Dwa dni jeszcze ludzie barona nas szukali i wyłapywali jednego po drugim. A jak cię złapali to cyk… i już dyndałeś na gałęzi. Żeby tego było mało to zwabione zapachem krwi z pól bitewnych z głębi lasu zaczęły wyłazić różne stwory. Na początek było ich mało ale później pojawiły się większe bestie. I ludzie barona musieli zrezygnować z pogoni za nami, i sami wzięli nogi za pas. To były ciemne dni… Ech byłeś kiedyś w głębokim lesie? No właśnie A ja byłem – nie polecam!  Wtedy dołączyłem do grupki maruderów. Zebraliśmy się razem w dwunastu. Przez las przeszło nas pięciu. Nie było gdzie wracać więc zaczęliśmy rabować na gościńcach. Szło nam nawet dobrze dołączyło do nas trzech banitów podobnych do nas. I wtedy natknęliśmy się na pierdolone Rude Kity.
Na początek było jak zwykle, jak się dwie konkurencyjne bandy spotykają. Jesteście na naszym terenie! Ten trakt jest za mały dla nas dwóch. Kitom już wtedy przewodził Armand. Ten Bretończyk. Podobno był z jakiegoś wysokiego rodu. Na pewno gadał jakby był z szlachty. Wyzwał naszego herszta na oficjalny pojedynek! Wyobrażasz sobie? Środek lasu leje jak z cebra a on się naszego herszta pyta o sekundanta! Ech trzeba mu przyznać jednak, że mieczem to on umiał robić. Rachu ciachu i już byliśmy w bandzie Rudych Kit. Z początku było fajno. Zastawiało się drogę jakimś drzewkiem potem czekało na kupców, no i na koniec spierdalało przed strażnikami dróg. Taka rutynka. Parę ładnych latek mi tak przyjemnie minęło. Poznałem wtedy Rolfa. Rolf był doradcą Armanda. Ale swój chłop. Uratowałem mu raz życie jak nas łotry barona w zasadzkę wzięli. Wziął mnie później na bok, i mówi mi. Słuchaj mnie młody. Widzę, że łeb masz na karku. Spieprzaj z tond póki możesz. Tutaj nie ma przyszłości. Armand chce postawić się baronowi. Jeszcze zbiera siły, ale jak poczuje się mocny, wda się w wojnę, której nie może wygrać. Poza tym co cię  tu dobrego czeka? Na starość zaczną cię boleć kości, zimą złapiesz jakieś choróbsko a na wiosnę nie będzie już Otta. Wtedy go nie słuchałem ale pół roku temu na wiosnę Armand przemówił na rynku w Koch. I wtedy już wiedziałem, że Rolf miał rację. Co innego kupcom gotowiznę gwizdnąć a co innego dać pola wojsku barona. No i stało się. Ubrał nas w te cholerne mundurki, co masz teraz na sobie, ogłosił że wszyscy ludzie są równi, wolni, i takie tam inne pierdoły. Myślał że spowoduje powstanie biedoty. A biedota jak zwykle wypięła dupę i dała się wyruchać. No i jesteśmy tu i teraz. Nie ma już Armanda. Nie ma Rudych Kit. Baron ozdobi Kitami kilka traktów i ogłosi wielkie zwycięstwo. Ale ja będę już daleko stąd. Wiesz mam jeszcze starszego brata. Jak byłem jeszcze mały wyruszył na trakt. Od tamtego czasu nie miałem żadnych wieści od niego. Myślę że go poszukam… 
I tu kończy się moja opowieść. Kończy się też twoje szczęście…  CIACH!!!
(Słychać zadawany cios i ostatni oddech więźnia)
Bo widzisz Klaus… ilość rudych kit na palach musi się zgadzać. Wiesz co by się działo gdyby zabrakło jednego ciała? Wiesz ile koron baron musiałby wydać żeby mnie odszukać? A tak strażnicy znajdą twoje ciało w strumieniu za tą chatą. Niestety buźkę będziesz miał tak poharataną że nikt cię nie rozpozna a pechowo dla ciebie jesteśmy tej samej postury… Sztuka jest sztuka. Przykro mi Klaus. Polubiłem cię, ale siebie lubię bardziej. Ale Nie martw się! Twoje imię nie zostanie zapomniane! Wiesz? Bardzo mi się spodobało a ja w nowym miejscu będę potrzebował nowego imienia.




Klaus Kohler z Witenberg.

 


Cholera muszę się dowiedzieć gdzie to jest, żeby głupio nie wpaść… Dość gadania. Czas na golenie!!!


5 komentarzy:

  1. CZYTAŁEM I CAŁKIEM FAJNE

    JUBY

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też byłem, więc jak widzisz masz dla kogo ten blog prowadzić :D
    Misiek

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mijasz się z prawdą Dawidzie. To nie ja rzuciłem hasło żebyśmy zagrali tylko Jacek. Reszta przytaknęła więc stwierdziłem że może poprowadzę. Nie wyskakiwałem przed szereg :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Rękę bym dał sobie uciąć, że to był twój pomysł. No cóż teraz bym kur... nie miał ręki.
      Ważne jest, że trochę pociągnąłeś sprawę i sesja doszła do skutku!
      I za to Ci DZIĘKI!
      A nieobecni niech żałują.

      Usuń