niedziela, 17 grudnia 2017

Heyka!

Sobota ciągnie się niczym gluty z nosa. Na dworze zimno, ciemno i ponuro. Atmosfera w domu wisi na włosku. Wszyscy się nudzą, a nikomu nic się nie chce. No po prostu beznadziejne jesienno-zimowe popołudnie...  Co tu robić? Co robić?
-Tato... A może zagramy w kosmicznych rycerzy i potwory?
- Co? W Space Hulka? - następuje chwila ciszy. Młody co prawda bawił się już tymi figurkami, rozkładał korytarze. Ale była to zabawa na zasadzie Pif Paf - nie żyjesz. A na taką zabawę na pewno nie mam dzisiaj ochoty... Na pudełku napisali 12+ a młody ma niecałe 7. Z drugiej strony ogarnia karcianki w stylu Magic czy Elders Scrols Legends a Pokemon CCG ma w jednym palcu. W przedszkolu ma kłopoty z dodawaniem do 20, ale jak trzeba policzyć, ile życia zostanie Beawearowi (taki pokemon) po ataku Rhyhorna (inny pokemon) to kłopoty z matematyką się kończą. A to dość skomplikowane zadanie jak na sześciolatka... (130 - 2 x 20 = ?)
- A będziesz umiał?
- Spoko tata, damy radę!
- No w sumie... I tak nie mam nic lepszego do roboty.


 No i poszło! Sobotnie popołudnie z smutnego nędznego wieczoru zmieniło się w doskonałą zabawę dla nas obu. Na początek wysypaliśmy wszystkie elementy z pudełka, bo po ostatnich zabawach młodego i tak nic nie było posegregowane. Pierwsza zabawa - Puzzle. Jakie puzzle? A próbowaliście kiedyś ułożyć korytarze misji z nieposegregowanych elementów? No właśnie - świetna zabawa w odnajdywanie właściwych elementów i składanie ich w jedną całość. Gdy plansza była gotowa przeszliśmy do zasad podstawowych. Postanowiłem zacząć od podstaw i powoli wprowadzać nowe elementy w trakcie rozgrywki... And then things start to get serious


 "Jeżeli nie jesteś pewien co robić, to atakuj!" - George S. Patton
No powiem Wam że Generał Patton byłby dumny z mojego syna! Pamiętam że zagrałem tą misję kilka razy wcześniej. Raz nawet z Jubym i obaj wtedy stwierdziliśmy, że to klasyczna gra na remis. Obu stronom, grającym ostrożnie i rozważnie, będzie bardzo ciężko osiągnąć warunki zwycięstwa. Właśnie. Grającym ostrożnie i rozważnie... Wydaje mi się, że nikt o tym aspekcie gry nie powiedział mojemu synowi. On z odprawy dla Marines przed bitwą dowiedział się tylko że w dwunastej turze mają być oczyszczone z wrogów wszystkie pomieszczenia na planszy, i że nie może stracić więcej niż pięciu modeli. Co usłyszał mój syn? Możesz stracić pięciu ludzi pod warunkiem że na planszy nie będzie żywych wrogów w dwunastej turze. I zaczęło się polowanie!


"Naprzód! Naprzód! Nie słuchajcie swoich lęków!" - George S. Patton
O dziwo, ta taktyka sprawdziła się doskonale. Młody szybko opanował zasadę czterech akcji na model. Szybko ogarnął dodatkowe punkty aktywacji na turę. Poruszanie się po planszy to dla niego pestka. I pogonił w takim tempie, że z pierwszego pomieszczenia nie udało mi się wycofać "blipów". W kontrataku Genestealerów stracił co prawda sierżanta Terminatorów. Lorenzo padł po zabiciu trzech potworów. Ale lewą flankę miał zabezpieczoną.  Zabójcę Lorenzo wypalił oczyszczającym, świętym ogniem ciężkiego miotacza ognia i uwagę skupił na prawej flance. (BTW młody nie zna jeszcze słowa "flanka"...)

  
"Niech Bóg zlituje się nad mymi wrogami, będzie im to potrzebne." - George S. Patton
A prawa flanka nie wyglądała dla młodego najlepiej. Nie mogąc wycofać Genastealerów na czas byłem zmuszony do przedwczesnego ataku. I pomimo dużej przewagi liczebnej nie wszystko poszło zgodnie z moim planem.



"Jest tylko jedna zasada taktyki, która nie podlega zmianom: użyć tego, co pod ręką, by zadać jak najwięcej ran, śmierci i zniszczenia wrogowi w jak najkrótszym czasie." - George S. Patton
Młody, huraganowym ogniem Storm Bolterów z łatwością, i dużą dawką szczęścia nowicjusza, oczyścił prawy korytarz. Cała moja nadzieja, wraz z pozostałymi Genestealerami została skierowana na środek, gdzie młody miał tylko dwa modele. Dopadłem do brata Leona dzierżącego potężny Assault Cannon i bez trudu przebiłem się przez jego zbroję. Jednak za jego plecami stał sierżant Gideon... Uzbrojony w Storm Shield i Thunder Hammer. Potężnymi ciosami młota powoli niczym kowal w kuźni wybijał mi z głowy myśli o zwycięstwie. Po kilku odpartych atakach, sam wkroczył do pomieszczenia wybijając pozostałych wrogów. W sąsiednim pomieszczeniu trwała jeszcze walka, ale właściwie było już po wszystkim.

     
"Nigdy nie mów ludziom, jak coś zrobić. Powiedz im, co zrobić, a oni zaskoczą cię pomysłowością." - George S. Patton
Kilka tur później, młody zdobył pozostałe korytarze i szturmował ostanie pomieszczenie, za sobą zostawiając jedynie zgliszcza swoich wrogów.  Misja została wykonana co do joty. Dwunasta tura - zajęte wszystkie pomieszczenia przy stratach pięciu terminatorów. Straty ostatnich dwóch żołnierzy mógłby uniknąć ale rozpędził się tak bardzo, że dopiero wizja przegranej, przystopowała go nieco przed końcem. Jak mawiał generał Patton "nie mów ludziom jak mają coś zrobić - a oni zaskoczą cię pomysłowością". I tak było w tym właśnie wypadku. Młody grał po raz pierwszy i zupełnie nieobciążony żadnymi przyzwyczajeniami, wygrał scenariusz, z którym ja sam miałem spory problem.



Młody zasłużenie tryumfował. A i ja bawiłem się doskonale. Powiem Wam szczerze, że nie spodziewałem się za wiele po tej rozgrywce. Myślałem, że będzie to droga przez mękę, próbując wytłumaczyć sześciolatkowi zasady. A tu tak niespodzianka. Nie dość że bawiłem się doskonale to jeszcze Młody nauczył starego jak się powinno wygrywać. 




A na koniec powiedział:
 - Tata, posklejaj wreszcie te modele, z tej nowej gry, co to chłopaki walczą z dziewczynami to też zagramy. I pasowało by wreszcie pomalować trochę tych modeli, żeby było je łatwiej odróżnić od siebie...
Aż się boję co z niego dalej wyrośnie ;-)

A na dzisiaj to tyle - pozdrawiam i do zobaczenia!


3 komentarze:

  1. Jaki ojciec taki syn. Zacznij młodego wkręcać w malowanie modeli to przynajmniej figsy będziesz miał pomalowane. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo sympatyczny wpis, jeden z milszych jakie ostatnio czytałem. Wiem jakie to miłe uczucie być ogranym przez syna - więc gratuluję wam obu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi tam obojętne kto mnie ogrywa, zawsze jestem tak samo zły ;) i jak zawsze jest to wina kości!

    Nie zmienia to faktu że twój wpis jest dla mnie miłym początkiem poniedziałku w robocie :D

    ~Misiek

    OdpowiedzUsuń