Heyka!
Lubie jak czytelnicy podsuwają mi pomysły na posty. Dzięki Michor, dzięki Misiek. Co prawda pomysł Miśka wymaga ode mnie trochę zbyt dużego zaangażowania jak na ten moment, ale pomysł siedzi w "Wersjach Roboczych". Za to mogę na szybko i bez szczególnych przygotowań zająć się pytaniem Michora.
"A tak w ogóle to o co chodzi z nowymi podstawkami do WH40K?" Jak to o co? Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. :-) Zestawy startowe to świetna promocja dla systemu. A że sprzedają się jak ciepłe bułeczki, bo pozornie są dobrą okazją, dodatkowo zwiększa ich opłacalność. Ale dlaczego piszę o pozornej opłacalności? Słowo klucz to dobieranie modeli do starterów. Ale zostawię tą kwestię na sam koniec. A na początek co to są te startery i jak są wydawane.
Startery to duże zestawy oferujące "całą" grę w jednym pudełku. Na początku były wydawane wraz z nowymi edycjami podręcznika głównego. I tak pierwszym "zestawem startowym" była II ed. Warhammera40K.
Jak widać na zdjęciu powyżej, Games Workshop zaczął z grubej rury. Co prawda wszystkie modele były klonami, a orkowy drednought był wydrukowany na kawałku kartonu <lol> ale na tamte czasy to był SZAŁ!
Następne w kolejce było pudło do III edycji:
Kolejny SZAŁ! W zestawie startowym pojawił się prawdziwy POJAZD! Każda armia Space Marines z tamtego okresu miała w rozpisce Land Speedera. :-)
Następna w kolejce jest IV ed. I tu stracili trochę SZAŁ-u. Zestawik raczej ubogi w porównaniu z poprzednimi edycjami. Aczkolwiek tereny dodane do tego zestawu do tej chwili cieszą się dużą popularnością na wszelkich aukcjach i osiągają konkretne ceny...

Wkraczamy do edycji V. Jak widać poniżej zrezygnowano z dodatkowych elementów pola bitwy na rzecz większej ilości modeli. I ze względu na modele zestaw sprzedawał się doskonale. Pamiętam jak na Allegro chodziły zestawy: kup 6 Deathkopt 3 dostaniesz gratis ;-) Modele doskonałej jakości. Dodatkowo unikatowe modele dostępne tylko w tym zestawie. W tym doskonały Warboss Orków, który rozwiązywał wreszcie problem wyposażania swojego wodza w Power Clawa! Dzięki GW, że wreszcie wydaliście model, który odzwierciedlał uzbrojenie 99,9% Orkowskich Warbossów. No i Pełnowymiarowy Drednought, który jakościowo niewiele odbiega od oryginalnego z pudełka, i dodatkowo uzupełniał lukę w uzbrojeniu pudełkowego "dreda" o bardzo użyteczną Multimelte. To moim zdaniem najlepszy z zestawów do dzisiaj.

Edycja VI to "Mroczna Zemsta". Właśnie! Zapomniałem napisać, że począwszy od IV ed. zestawy startowe odnosiły się do jakiejś konkretnej kampanii osadzonej w świecie WH40K, wymyślonej specjalnie na potrzeby startera. (Z wyjątkiem Macragge, tam wpasowali się do istniejącej historii) Ok z powrotem do "zemsty". Pudełko kupowane przede wszystkim dla kultystów chaosu. Nowa jednostka, do której figurki początkowo dostępne były jedynie z tego zestawu. Do tego piękny Drednought Chaosu, kilka naprawdę ładnych modeli Chaos Space Marines... I jedna z najmniej popularnych armii w świecie 40K... Dark Angels, którzy pomimo świetnego Fluffu cierpią na syndrom - co mogę zrobić ja, Space Marines robią to lepiej!
Edycja VII to początkowo przepakowany zestaw Mrocznej Zemsty w nowym opakowaniu z wymienionym podręcznikiem zawierającym zasady do VII ed.
Jednak na dniach pojawił się pełnoprawny zestaw promujący VII ed. Tu z fluffem poszli krok dalej. Ogłaszając globalną kampanię. Globalne kampanie to temat na kolejny artykuł... Hmmm... :-) Ale wracając do pudełka. Miałem okazję już oglądnąć go od środka. Nie wiem jak oni to pakują do tych pudełek przy produkcji, ale bóg mi świadkiem po otwarciu modele puchną! Pudełko jest tak wypchane modelami, że po otwarciu nikomu w sklepie nie udało się poukładać tak modeli, żeby z powrotem je zamknąć! Tym razem padło na Tyranidów i Blood Angels-ów. Jak widać na zdjęciu poniżej tym razem w pudełku znalazły się, aż dwa "duże" modele. Ale! Właśnie mam pewne ale - patrz koniec posta. Acha! teoretycznie zestaw dostępny jest tylko do wyczerpania zapasów, a potem wracamy do "Mrocznej Zemsty" jako zestawu startowego VII ed.
I tu historia starterów związanych z nowymi edycjami
dobiega końca. Zaczęły za to pojawiać się startery "tematyczne". Pierwszym i chyba jedynym na razie był:
Jest to taki mały eksperyment GW. Zestaw z modelami i dopisanymi, konkretnie pod te modele, scenariuszami do rozegrania. W formie mini kampanii. Takie czyste beer und precels. Do czysto towarzyskich rozgrywek. Idea jest taka: kupujemy taki zestawik i gramy. Jak to się sprawdziło? Nie wiem, gdyż na razie wydali tylko ten jeden zestaw... Ale z drugiej strony upłynęło za mało czasu, żeby na tej podstawie wysuwać jakieś daleko idące wnioski.
I dochodzimy do końca wpisu, więc:

W tekście napisałem parę razy, że zestawy startowe są dobrym pomysłem. Teoretycznie są to kompletne gry w jednym pudełku. Teoretycznie są opłacalne ze względu na dobrą cenę za modele. Właśnie! Teoretycznie! Bo wszyscy wiemy, jak wyglądają rozgrywki w WH40K. I, że modele z zestawu startowego nie dość, że nie spełniają podstawowych wymagań dotyczących armii, to na dodatek są dobierane w ten szczególny sposób. Po zakupie i rozegraniu kilku bitew okazuje się, że modele z zakupionego przez nas zestawu startowego kurzą się na półce. A my wciągnięci w spiralę zakupów GW kupujemy coraz to nowe modele, żeby sprostać nowym edycją i coraz szybciej aktualizowanym Codexom! Bo tak szczerze. Kiedy ostatnio widzieliście Hellbruta na stole? Albo tactical squad w armii Dark Angels-ów? No właśnie. Podobna sprawa jest z nowym zestawem "Deathstorm". Tyranid Carnifex? A co to? Albo tyranid Wariors? Są tragiczni. Broodlord ze squadem Genesteelerów zaczął ostatnio pojawiać się na stołach ale tylko w bardzo specyficznym celu. Otóż jest to Character, i może zostać trudnym do zabicia Warlordem siedzącym głęboko na tyłach! Bardzo klimatyczne zastosowanie :-( A wielka szkoda, bo zarówno wyglądowo jak i fluffowo te modele zasługują na uwagę. Ale jak pisałek kilka postów temu GW złamało swoją własną grę...
I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.
Pozdrawiam!