poniedziałek, 13 października 2014

Heyka!



Stało się! X-wing został rozdziewiczony. Powiem więcej. Wykupiliśmy cały zapas starterów w Vanaheimie :-) Hipol kupił jeden, Michor drugi, A trzeci pan B. - jakiś znajomy Michora, który postanowił wkręcić się w Bitewniaki. Dla mnie już zabrakło, ale od czego mamy Alledrogo. Tak, że przesyłka w drodze. A w dniu dzisiejszym rozegraliśmy z Hipolem trzeci (chyba) scenariusz ze startera. Pierwsze wrażenia? GREAT!!! Z tym, że źle zaklasyfikowałem ten tytuł, jako bitewniaka. Bo tej grze chyba bliżej do planszówek niż do klasycznych gier Bitewnych. Ale trzeba przyznać, że rozgrywka jest dokładnie taka jak się spodziewałem. Szybka – pierwszą grę rozegraliśmy w jakieś pół godziny. Prosta – nie czytając zasad i nie spędzając tygodni na planowaniu, skutecznie wskoczyłem za stery X-winga. Przyjemna – ogólne wrażenia z gry sprawiły mi dużo radości. Miałem dobre porównanie, bo później rozegraliśmy partyjkę w Flames of War, gdzie grając, wcale nie na jakieś duże punkty, (1000 na stronę) graliśmy 4 godziny, średnio, co 3 minuty zerkając do podręcznika w poszukiwaniu konkretnych zasad! Na dodatek zabrakło czasu żeby dokończyć, więc nie wiemy, kto wygrał. :-) (Hipolit był bliższy zwycięstwa, więc honorowo oddaję partię). Wracam do X-winga. Do pełni szczęścia zabrakło tylko jakiejś maty anty-poślizgowej, bo na blacie stołu strasznie się wszystko ślizgało. Nie było to mega uciążliwe, ale mata z jakimś fajnym tłem byłaby na miejscu. Znalazłem, co prawda maty do x-winga na allegro, ale są za bardzo! :-) Tzn. jest tam za dużo kosmosu – klasyczne czarne tło z lekkimi gwiazdami byłoby lepsze niż piękne zdjęcie mgławicy czy wręcz całej galaktyki :-p Na uznanie zasługuje też, jakość wykonania wszystkich elementów. Bardzo gruby karton, na dodatek drukowany obustronnie. Piękne, szczegółowe modele myśliwców. Na dodatek wcale nieźle pomalowane fabrycznie. A jak sama rozgrywka? 



Luke Skywalker zagubiony w polu asteroidów. Uszkodzony X-wing. I dwóch pilotów TIE fighterów szukających łatwej zdobyczy. Początek scenariusza nie nastawiał mnie pozytywnie, co do wyniku bitwy. Nie dość, że przeciwnik miał przewagę liczebną, przewagę w ptsach, to jeszcze po zestrzeleniu jednego TIE na jego miejsce z rezerw pojawiał się następny. A jeszcze X-wing Lucka był uszkodzony i mimo, że R2D2 robił, co mógł to do odzyskania pełnej sterowności pozostawało 5 tur morderczej walki. Jedynie to, że TIE zaczynały po przeciwnych stronach stołu dawało jakieś nadzieję. Jeden z pilotów Hipola postanowił nie czekać na kolegę i ostro zaatakował Luka, który nie wyczuwając jeszcze maszyny wpakował się na asteroid. Na szczęście obyło się bez kolizji i padły pierwsze strzały. Luke rozkojarzony przez uniki nie trafił swojego celu, natomiast pilot TIE fightera miał więcej szczęścia i zniszczył jedną osłonę X-winga. Drugi pilot imperium na pełnej prędkości skracał dystans dzielący go od walczących.  Wykonując ciasny zwrot Luke ustawił się na pozycji do ataku, jednak sam znalazł się w polu ostrzału obu TIE. Jedynie wrodzone umiejętności bohatera rebelii uchroniły go przed zniszczeniem, ale i tak stracił drugą osłonę. Jednak tym razem postarał się, żeby jego lasery także sięgnęły celu i jeden z TIE został trafiony krytycznie - pilot został ranny, nie mogąc korzystać ze swoich zdolności do końca bitwy. Oba TIE fightery wykonały pętlę zmieniając kierunek lotu. Na szczęście chcąc utrzymać X-winga w polu ostrzału zrobiły to za szeroko i Luke mógł to wykorzystać zwiększając odległość od Myśliwca za plecami a zmniejszając do tego w celowniku. Wymiana ognia nie przebiegła po myśli młodego pilota rebelii i jego X-wing został trafiony krytycznie, tracąc część możliwości bojowych. Kolejna tura to duży błąd Hipolita, który źle wymierzył ruch pierwszego myśliwca i wpakował się na X-winga. Wykonując rozpaczliwy manewr unikowy pilot Imperium zaleciał drogę swojemu koledze i oba TIE utknęły. Luke korzystając z okazji odskoczył od walczących. Skupił się na unikach dając R2 czas na zakończenie prac naprawczych. Kilka wiązek lasera przeleciało niegroźnie obok X-winga. Następne tury to pełna moc X-winga w kierunku granicy pola asteroidów, aby skoczyć w nadprzestrzeń. TIE fightery rozpoczęły rozpaczliwą pogoń jednak X-wing, korzystając już z pełnych możliwości manewrowych nie dał się łatwo dogonić. W ostatniej turze Hipol spróbował ryzykownego manewru pościgowego, blisko jednego z asteroidów. Pilot Imperium ranny w potyczce i zbyt skupiony na uzyskaniu dobrej pozycji do strzału uderzył w kawałek kosmicznego śmiecia! Luke zostawił za sobą chmurę eksplozji i skoczył w nadprzestrzeń, wygrywając grę.
Myślę, że kluczowa była tura, w której oba TIE wleciały sobie na kurs. Hipol nie mógł wykonać akcji, co dało mi możliwość odskoczenia. Kolejna sprawa to krytyk, który zebrałem na X-wingu. Gdybym miał pełne możliwości bojowe i w perspektywie jednej tury odzyskanie sprawności manewrowej, pewnie zdecydowałbym się na jeszcze jedno przejście ogniowe z myśliwcami Imperium. Skończyłoby się to zapewne zwycięstwem Hipola gdyż nawet niszcząc jednego z TIE fighterów dostałbym ostrzał z drugiego, a w następnej turze stratę uzupełniłby całkiem świeżym pilotem z rezerw. I to jeszcze na drodze X-winga do najbliższej krawędzi. W najlepszym wypadku skończyłbym z jednym TIE na plecach i jednym na wymianie ogniowej od przodu.



Nie mogę doczekać się kolejnych potyczek. Rozmawiałem z Hipolem na temat wielkości potyczek i wiem, że nie tylko Hipol ma ochotę na pełnowymiarowe potyczki z udziałem nawet większych statków. Ja jednak chciałbym utrzymać ten system w ryzach i upieram się przy rozgrywkach mini. 5-6 statków na stronę to moim zdaniem idealne wielkość rozgrywki, żeby skorzystać z największych zalet tego systemu, – czyli szybkości i prostoty rozgrywki. Ale miło wiedzieć, że można w razie chęci pójść krok dalej. A na dodatek stół u mnie w dużym pokoju okazał się pełnowymiarowy do tej gierki, więc można nie sprzątając stołu w piwniczce cieszyć się tą prostą rozgrywką  :-) Nie wiem jeszcze, co na to żona, ale… Na Magic the Gathering już ją kiedyś namówiłem ;-D a wczoraj oglądnęła ze mną „Imperium kontratakuje” i bardzo się starała żebym nie poznał, że się trochę wciągnęła… Tylko Chewbacca ją denerwuje…

Pozdro.       

7 komentarzy:

  1. Wow Armada wyglada niezle. Co do skirmisha to jestem zdystansowany bo podobnych prob bylo juz wiele i zadna nie zaslugiwala na uwage.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to nie jest tylko skirmisz! To jest też Quest, gdzie Imperium jest kierowane przez 'mistrza gry', a reszta to rebelianci. Może byłaby to niezła alternatywa do bardziej hardkorowych erpegów?
    Misiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale pachnie mi to talizmanem i munchkinem... Czyli wszystko niby pieknie wszyscu sie dobrze bawili ale zagralismy tylko raz...

      Usuń
    2. No właściwie to nie wiem czemu... w jedno i drugie (przy wódce) się grało nieźle. Może jak reszta zajrzy na blog to padną jakieś deklaracje? :D
      Misiek

      Usuń
  3. A ja właśnie zainwestowałem w Areotecha bo chciałem polatać statkami z fizyką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W x-wingu nie ma fizyki tu lasery wydaja odglosy w przestrzeni kosmicznej a zmienna geometria skrzydel poprawia wlasciwosci lotu w prozni :-) ale za to wyglada zajebiscie!

      Usuń
    2. Jak wiesz nie istnieje coś takiego jak próżnia doskonała, zawsze trafiają się jakieś atomy a podróżując z prędkością większą od światła napotykamy ich wiele więc składane skrzydła X-wing dają mu + 100 do prędkości

      Usuń